25 marca

RAPORT WOŹNEGO z 25 marca 2023 roku

Miejsce: Korytarz archiwalno-sentymentalny
Osoby:   Studio Bałtyczek
                Skulisko (?…)
                Dziurka od…
                Za drzwiami wyobraźni…
                Dyszkanciki
                Śmiech zakurzony
i cała reszta, równie ważna czyli – nic.

Tutaj: WERSJA AUDIO


 

Ile żyć ma każdy z nas?

Nieprawda, że jedno.

Każdy karton – to odrębne, zaskakujące, momentami wręcz rozczulające… moje życie. Minione? Hmmm… Nie.

W tym kartonie – notatki, scenariusze, felietony sprzed ponad 45 lat. W Rozgłośni Polskiego Radia w Szczecinie, w redakcji Informacji, która redagowała codzienny poranny program Studio Bałtyk, rozpocząłem pracę jesienią 1974 roku. W jednym dniu z Henrykiem Urbasiem. Uznano nas za pół dziennikarzy i dlatego dostaliśmy jedno biurko i jedno krzesło. JA NIE PRZESADZAM. Wspólnie z Heniem jakiś czas rzeczywiście siedzieliśmy na jednym krześle, jak syjamskie bliźniaki!

Koturnowość – z pełnym rozrzewnieniem używam tego określenia – tamtej audycji nadawanej na całe Wybrzeże, we współpracy z Koszalinem i Gdańskiem, doskwierała nam okropnie.

Wymyśliłem wtedy Studio Bałtyczek. Wespół z Henrykiem Urbasiem i Jackiem Wiśniewskim a wkrótce dołączył do nas Jerzy Szafulski.

Byłem wówczas zafascynowany dźwiękiem. Współpracowałem już z panem Rudnikiem z Eksperymentalnego Studia Polskiego Radia. Nagrywałem mnóstwo dźwięków z radiostacji całego świata! Miałem wiele efektów dźwiękowych, przebojów, transmisji. Piękny materiał, jakże często odmienny od standardów Polskiego Radia.

Studio Bałtyczek to był taki niepokorny kwadrans, który redagowaliśmy dokładnie odwrotnie i na przekór dużemu Studiu Bałtyk. Tematy i ich ujęcie, sposób prezentacji informacji a nade wszystko – radiowość! Takie szczecińskie Radio Luxmburg albo Rendez-vous o szóstej dziesięć z Wolnej Europy.

Jechaliśmy, jak na tamte czasu – po bandzie. Sam dwa razy lądowałem w pokoju przy Małopolskiej, gdzie musiałem odpowiadać na pytania:

– kto wpadł na pomysł tego tekstu,

– a może ktoś wam podpowiedział, zachęcał, coś obiecywał

– a dlaczego, a po co, a może jednak, na pewno nikt?

Większość tekstów wówczas pisanych – lądowało w szufladzie. Ale zachowało się w moim biurku także pióro, którym wówczas pisałem.

Sprawdźmy, czy mimo upływu tylu lat – jest w dobrej kondycji.


Przechodziliśmy… przez dziurkę od klucza.

– Już?

– Co już? Co już? Zaraz. Spieszy ci się? Jak przejdę to ci powiem.

– A mówiłeś, że to bułka z masłem.

– Masła nie jem ze względu na sklerozę.

– Za to bułek za dużo i dlatego nie możesz przejść.

– Jeszcze jedna taka uwaga a pożałujesz.

– Już żałuję. Dawno mógłbym być po tamtej stronie, gdyby nie twoje przechwałki. Co to dla mnie, trzask prask i jestem. Owszem, ciągle po tej stronie.

– Gdyby nie to twoje zrzędzenie, które mnie kompletnie rozprasza, ale nie ma najmniejszego wpływu na samo przechodzenie, dawno już widziałbyś mnie po tamtej, jak siebie po tej stronie.

– Gadane zawsze miałeś. Jak wtedy, z ogórkiem kiszonym.

– Trzeba go nie było przekładać do butelki po mleku. Okularów nie miałem, więc pomylić się mogłem.

– Pan pozwoli panie ogóreczku, kolega uwielbia kawę z wodą po ogórkach. Ludzie pokładali się ze śmiechu.

– Pokładali się wtedy, gdy ty pocałowałeś stół w nogę, a nie w rękę.

– O, ciekawe, to stół ma ręce?

– A nie ma? A jak go ktoś przenosi to co, w zębach?

– Dobra, odejdź, ja pójdę pierwszy.

– Niestety, za późno, ja już jestem jedną noga po drugiej stronie.

– A tamta strona wie, że ty idziesz w jej stronę, a nie w drugą?

– …

– Mówiłem coś.

– …

– Pytałem o coś…

– Zaburzyłeś tym swoim gadaniem moją orientację w przestrzeni, a także poczucie sensu i celu. Proszę, idź na chwilę gdziekolwiek, nie przeszkadzaj mi, a jak wrócisz, mnie już tu nie będzie.

– A gdzie będziesz?

– Tam, gdzie zamierzałem.

– Czyli?

– Czyli tam dokąd szedłem, wychodząc stąd, żeby tam dojść.

– Hm… Tam tam… A skąd wyszedłeś? Zdaje się, że siedzisz okrakiem w tej dziurce od klucza, a gdzie masz swój wiecznie rozczochrany łeb?

– Chwilowe, nieoczekiwane trudności logistyczno-techniczne. Ustalam koordynaty i za chwilę skoryguję trajektorię przejścia.

– Ty, a po co my tam idziemy?

– …

– Ty, pytałem…

– Słyszałem i zastanawiam się, czy ci najpierw wyfasować to czy może lepiej od razu tamto?

– Za co?

– Bo to był twój pomysł!

– Mój? Ja tylko zadałem pytanie, czy możliwe jest abyś ty, ze swoim kwadratowym pojmowaniem świata przeszedł przez dziurkę od klucza. Powiedziałeś – patrz. I teraz widzę. Wierzgasz tymi nogami z głową prawdopodobnie w miejscu równie ciemnym jak… jak… moja kieszeń. Ale nie przyznasz się, żeś kiep i propagandysta.

– Nie mam nic wspólnego z polityką.

– Tego by jeszcze brakowało. Król demagogii i ideologii. Wszystko umie i wie lepiej, każdy inny jest dureń i pałac.

– Kto?

– Pałac.

– Jaki pałac.

– Wszystko podobno wiesz, a tego nie?

– A, wart pac pałaca. Pac to jesteś ty.

– Że albowiem ewentualnie niby co?

– Czyż nie był to najgłupszy ze wszystkich twoich pomysłów?

– Był.

– Brawo. Masz powód do satysfakcji.

– Ja? A gdybym powiedział schowaj głowę do kieszeni, to jakbyś zareagował? Już to widzę. Co? Ja nie schowam głowy do kieszeni? Licz do trzech a będę cały w niej siedział. Ty na każdą głupotę reagujesz tak jak iglica na spłonkę. Bum! I huku tyle, że się strusiom jaja same na twardo gotują.

– Ty masz głowę na twardo ugotowaną.

– Popatrz no, nie wiedziałem, że tak wyrafinowane pomysły rodzą się w ściętym żółtku, które to pomysły, takie białko jak ty w czyn wprowadza.

– …

– Jesteś tam?

– …

– Wcięło cię do końca?

– Zastanawiam się, jak naprawdę wygląda… dziurka od klucza.

– O, to proste, leć do biblioteki, poproś o encyklopedię i odszukaj hasło: idiota.

– Mnie nie idzie o to, żeby dowiedzieć się więcej o tobie, bo wiem dostatecznie dużo, tylko mam pewne wątpliwości, czy ja rzeczywiście próbuję przejść przez dziurkę od klucza?

– To wysuń łeb i powiedz, co widzisz z tej, a potem, co widzisz z tamtej strony. I wtedy będziesz wiedział, gdzie tkwisz.

– Błyskotliwość twojej inteligencji jest jedyną konkurencją dla pasty do butów.

– Czyżbyś nie mógł wytknąć łba w którąkolwiek ze stron?

– Załóżmy, że tym razem twoje spostrzeżenie jest słuszne.

– O… Jak przykro. Taki wślizduś jak ty i nagle się zatarł?

– Za chwilę, mam nadzieję, sam pokażesz mi, jak ty dokonasz tego wyczynu i prześlesz mi pozdrowienia z tamtej strony.

– Się robi, panie hrabio wtykalski. Wchodzę!

– Au!!!

– Gdzieś ty się wpakował?

– Ja? Obawiam się, że w to samo, w czym ty od dłuższego czasu tkwisz, tyle , że ja zaabsorbowany twoją głupotą, sam tego nie zauważyłem.


UZUPEŁNIENIEM RAPORTU JEST TRZECI ODCINEK AUDYCJI „STUDIO BAŁTYCZEK” – tutaj PLIK AUDIO


 

Add Comment