pieszczenie życia

Piaszczenie życia

Podobno... Podobno na wszystkie pytania udzielono już odpowiedzi. Z wyjątkiem jednego - czy zadano już wszystkie pytania?

– Dziadku, ale ja chyba nie przeczytam wszystkich moich książek, bo muszę jeszcze grać na skrzypcach…

– A wiesz, że Arthur Rubinstein uczył się partytury i jednocześnie czytał książki, może nawet przygodowe?

– Ale ja mam na imię Ignacy, przecież wiesz.

– Hm.. ale możemy się umówić, że od dziś będziesz Ignacym Arthurem?

– Ale śmieszne… Mogę spróbować!

KIedy otwierasz książkę, zazwyczaj czujesz jej głęboki wydech… Nie zauważyłeś?

Miałem tysiąc dwadzieścia sześć sposobów na sprawdzenie, czy ta książka jest dla mnie. Otwierałem na chybił trafił i zaczynałem czytać. Jeśli to pierwsze przeczytane zdanie nie oszołomiło, nie poderwało wyobraźni – odkładałem.

Wykonywałem dwa ruchy głową w lewo, trzy w prawo, przesuwałem się o krok w bok i całkiem przypadkiem sięgałem po pierwszą z brzegu książkę, która – o, jak miło, była tą samą, którą odłożyłem przed chwilą.

Przystępowałem do bezkompromisowego testu. Odwracałem ją do góry nogami, otwierałem w dowolnym miejscu i zaczynałem czytać . Jeśli udało mi się płynnie przejść przez cały akapit – uznawałem, że książka zaliczyła mój morderczy test. Napisana jest dobrze, językiem przystępnym odczytywanym równie dobrze w trybie normalnym jak i do-góro-nożnym.

Dobra książka to ta, która zawiesza cię w stanie innej nieważkości.

Przed długi czas byłem na książkowym głodzie. Stałem w bibliotece między półkami i sięgałem po kolejny tom. Czytałem akapit, dwa i jeśli byłem w stanie wymyślić moją wersję akapitu trzeciego i kolejnych – książkę „zaliczałem”, polecałem innym. Dobra, świetnie wchodzi, pochłonie cię.

Który autor nie chciałby otrzymywać takich recenzji?

Opisać? Wszystko? Czy to konieczne?