07 marca

RAPORT WOŹNEGO z 07 marca 2023 roku
Miejsce: Korytarz pamietnikarski
Osoby:   szminka
                Skulisko (?…)
                Na plazy
                Bitelsowki
               Amory-potwory
i cała reszta, równie ważna czyli – nic.

 

Szanowny Kolego Marku!

Miło było przeczytać te raporty. Nieźle się ubawiłem. Na jednej prywatce byliśmy razem. Pan tego może nie pamięta… Ulica Wierzbowa…

Byliśmy też krótko ministrantami w tym samym kościele, ale mój Ojciec został przeniesiony do pracy w Stargardzie. I ja już tu zostałem.

Dzisiaj jestem na emeryturze, trochę choruję po wypadku. Spisuję dla wnuków różne stare wspomnienia. Przepisałem też trochę zapisków z mojego pamiętnika szkolnego. I pomyślałem – a, wyślę, może się Panu przyda… Dokładnych dat nie pamiętam, ale to musiał być rok 1966. Może trochę wcześniej.

Pozdrawiam

Janusz K.


p.s. bardzo proszę – jak się Panu będzie chciało, proszę poprawić, polepszyć to moje pisanie. A ożeniłem się z koleżanką z Braniborskiej. Mieszkała tam u swojej ciotki. Też Pana dobrze pamięta.


No to, Januszu – skróciłem tylko trochę, szczególnie te fragmenty sportowe. To materiał na osobny tekst. Rzeczywiście, te nasze szkolne olimpiady… Zupełnie o nich zapomniałem!


(JANUSZOWE FRAGMENTY)

No, ale jak?

Przecież nie podejdę, ot tak, nie powiem, że…

Nie, no – to głupie. Wyśmieje mnie.

Jak ja wyglądam? Bitelsówki mam, z klamrami, noski zadarte do góry, jak trzeba, o prawie dwa numery za duże… Ale przynajmniej starczą na parę lat. I dzwony też, niczego sobie. Koszula z żabotem – obowiązkowa! I naszyjnik. Albo nie, wezmę dwa.

Włosy… Za krótkie. No, przecież tak nie można wyglądać. Żeby podrosły o chociaż te dwa centymetry …

Mam tylko przemysławkę. Kiepska woda. Ten Krzychu może przywieźć coś specjalnego z rejsu, ale on chce tylko dolary. Fajnie byłoby mieć jakiś sygnecik, koniecznie szeroki pas wojskowy do spodni, ale nie brązowy! No, dobra… I żeby tak mieć klamrę-ramkę z pleksi do tego paska od spodni… Kolega ma taką dużą i on sobie ciągle tam zdjęcia zespołów wymienia. Na Bogusława, tam, gdzie nagrywają pocztówki dźwiękowe mają takie zdjęcia zespołów. Kolorowe. Na razie mam klamerkę całą niklowaną. Sąsiad w stoczni takie robi. Dwie ulice dalej jest warsztat kowalski. Chłopaki robią tam po kryjomu takie klamry frezowane, że palce lizać.

No, dobra, trudno, nic więcej nie wymyślę. Jestem blondynem, to zarostu jeszcze nie mam. To znaczy jest, ale trochę mało widoczny.


Wczoraj byłem na próbie naszego zespołu. Mam najlepsze spodnie ze wszystkich chłopaków. Spodnie muszą być opięte jak dobrze napompowany balon.


Dzisiaj rano chyba umarłem. Patrzę w lustro i o rany, ja nie mogę… A to pryszcz!

Nie, no ja się zabiję. Śrubokrętem go wydłubać? Z czymś takim to ja mogę tylko węgiel do piwnicy wrzucać.

Będzie się śmiała – kostropaty! Ona mnie obowiązkowo wyśmieje. A ona to potrafi i nawet lubi.

– Co to?

– A co?

– No, to, na policzku, takie, wchłe… czerwone…

– Biłem się, dostałem, ale od takiego dwa lata starszego ode mnie. Ale też mu dołożyłem.

– Ty się biłeś? Ty?

– A co, nie mogę?

Śmiała się długo i głośno. A biłem się. Raz. O nią. To znaczy chciałem oddać, ale jak dostałem, to się przewróciłem, i brodę sobie rozciąłem, a potem to mnie tak bolało, i krew mi na bluzkę kapała. Mogłem dostać zakażenia. Zresztą i tak mu kiedyś oddam. Obowiązkowo.

Po tej bójce wracałem do domu przez pola. Bo ulicą to musiałbym przechodzić obok jego domu. A on miał chyba trzech starszych braci. Co to ja, nic innego nie mam do roboty, tylko bić się z nimi? Jeden brat siedział w poprawczaku.


Do kina ją zaproszę. Fajny film muszę wybrać. Może wojenny? E, ona chyba takich nie lubi. O, wiem z de Funesem albo Fernandelem. To dobry pomysł.

W kinie te miejsca na samym końcu są najdroższe. I trudno je kupić. Fajnie byłoby tam z nią posiedzieć, w ostatnim rzędzie. Raz tam siedziałem. Wszystko widziałem, jak to tam wygląda w tym ostatnim rzędzie. Ale byłem sam. No bo z kim miałem być? Ona wtedy wjechała chyba do wujka we Wrocławiu.

Ja tam mógłbym jechać do Wrocławia. Bilety nie są nawet takie drogie. Mam prawie siedemdziesiąt złotych. Mogę ją zapytać, czy by chciała. No, ale gdzie bym nocował. E, to poczekam tutaj.

Niedługo będą imieniny Boguśki. Jestem pewny, że będziemy się bawili w listonosza albo w butelkę. Boguśka ma pokój na piętrze. Rodzice do niej nie przychodzą na kontrolę. Najlepiej będzie, jak pójdę po nią i razem pójdziemy do tej Boguśki. Ja jej trochę nie lubię. Jest taka duża, taka jakby miała więcej lat. I jak z kimś tańczy, to nikt z nią tańczyć nie chce, bo ona ma takie te duże i jest od nas większa o całą głowę.

Chyba włosy mi trochę podrosły. Na sobotę mogą być już całkiem niezłe.


Tak myślałem, bo ona chyba nie ma jeszcze szminki, to może ja bym jej taką szminkę kupił. I jakbyśmy do tej Boguśki szli, to ja bym jej dał tę szminkę. O, wiem, wezmę lusterko, bo ona by się bała w domu umalować, to się pomaluje w drodze. Fajnie będzie. Jeszcze jej nie widziałem uszminkowanej. Takie szminki widziałem w pasmanterii, za warsztatem szewskim, chyba po pięć złotych są szminki. A co tam, kupię jej.


Nienawidzę jej. Jak chciałem z nią u Boguśki zatańczyć to powiedziała, że jej się nie chce. I tylko siedziała. Trochę się śmiała. Szminki nie chciała. Mówiła, że kolor jest beznadziejny. Nie wiem, czemu jest beznadziejny. Czerwony. A jaki ma być?

I wtedy wszystkim powiedziała, że ja jej szminkę kupiłem. Wszyscy się śmiali. A Boguśka pobiegła do łazienki i przyniosła pięć szminek. I one się wszystkie malowały. Idiotki. Ale ona mi się trochę w tej innej szmince podobała. Ona taka chyba różowa była albo jasnoczerwona. No, mnie się podobała.


Jak się bawiliśmy w listonosza, to się głową o kaloryfer uderzyłem. I wtedy ona tak na mnie dziwnie patrzyła.

– Pokaż – mówiła. I zaczęła ręką włosy mi odgarniać, bo tam się taki guz i trochę krwi zrobiło. To wzięła wodę i miała w torebce chusteczkę. I moczyła chusteczkę, mi ją przykładała. Była inna niż przez cały czas.

– Boli ci?

Tak mnie zapytała. Chyba źle zrobiłem, że skłamałem, że mnie nie boli. A bolało strasznie.

– A, jak cię nie boli, to do wesela się zagoi!

Pobiegła do drugiego pokoju, bo Boguśka miała adapter i włączyli płyty.

Jakbym powiedział, że mnie boli, to nie wiem, co by było. A tak – poszła tańczyć.


Tydzień temu byliśmy nad Miedwiem. Chyba trzy auta, dwa motocykle, a siostra matki Boguśki pojechała z narzeczonym pociągiem.

Zazdrościłem im. Ale nie mówiłem, że my też możemy jechać pociągiem. Ona by się nie zgodziła. Ona zawsze woli autem.

Na plaży miała taki kostium pomarańczowy. I leżała na piasku. Nasze koce były razem. I ja też trochę blisko leżałem. I widziałem. No, jak leżała to miała trochę chyba mniej, ale jak graliśmy w piłkę plażową, to było dobrze. Nie za duże.

Do wody nie chciała iść. Mówiła, że nie może. Ja nie rozumiałem i ciągle mówiłem, no chodź. Aż się zdenerwowała i krzyczała, żebym się odczepił. Jak ona już raz powiedziała, że nie pójdzie, to nie pójdzie, bo nie może.

Ja byłem taki głupi. Potem, jak wszyscy jedli jaka na twardo i matki rozmawiały, to jej matka do mojej mówiła, że no, nie może, nie może.

I to było jak grom z jasnego nieba. Bo to znaczy, że ona już nie jest dziewczyna tylko kobieta.

I teraz dopiero zobaczyłem, że ona inaczej wygląda, inaczej się, śmieje. I trochę teraz mało mówi, jak tak sama siedzi.


Już nie będę pisał pamiętnika.

To nie ma sensu.

Bo jak to ktoś przeczyta to powie, że ja byłem głupi i nic nie wiedziałem. I takie rzeczy tylko o niej pisałem. A co to ona? Ja i tak nie pójdę do ogólniaka. A ona chce. Więc się pożegnamy. Więc nie ma sensu pisać dalej.

Spalę go najlepiej.

Jakby się ona dowiedziała i przeczytała, to ja nie wiem, co by było. A o czymś innym to mi się nie chce pisać. Że się rodzice kłócą? A co to mnie obchodzi? To nie wiem, o czym miałbym pisać.


Myślałem, że jakiś wiersz napiszę, ale nie wiem, jaki? Zbyszek mówi, że lubi śmieszne wiersze. A ja nie lubię takich. Raz mi się jeden podobał, ale był za długi. Najlepszy byłby taki na pół strony. Dwie zwrotki, najlepiej. Ale o czym, jak nie o kochaniu? A mnie już to nie interesuje. Niech ona sobie idzie do tego ogólniaka. Ja będę się poważnych rzeczy uczył, żeby mieć zawód i dobrze zarabiać. A po ogólniaku, to co? Jakieś studia, ale ja nie wiem, czy będę mógł. Zresztą, oni są bogatsi od nas. To pewnie sobie znajdzie takiego, który będzie miał samochód. My nie będziemy mieli. Są bardzo za drogie. A poza tym, to po co taki samochód?


No, dobra, Pogram sobie na akordeonie. Jest taki niemodny. Ale gitary nie będę miał. Tato ma książkę, gdzie jest przepis na zrobienie gitary elektrycznej. Mówił, że możemy stare radio zamienić na głośnik gitarowy. To jest fajny pomysł. Wtedy by zobaczyła, że gram na gitarze elektrycznej. Ale ja bym się tym już nie przejmował. Z taką gitara to nawet mogę z taką Luśką rozmawiać. Ona ma brata Andrzeja i on też ma gitarę. No i już tak trzeba zrobić A ona niech idzie sobie do tego ogólniaka.


Wysłałem Panu te fragmenty, bo się tak uśmiałem z tego całuśnika. I z tego kierowania autem z tylnego siedzenia.

W tym roku mamy 52 lata pożycia małżeńskiego.

Schodziliśmy się sto razy i rozstawaliśmy 200 razy. Ale po studiach i po moim wojsku – urodziły nam się bliźniaki. I żona mówiła – masz, egoisto, swojego i ja mam swojego. No, taka wesoła jest.

P.s. mamy sześcioro wnuków. Ja choruję. Ale żona mi mówi, nie marudź, nie masz zgody na chorowanie, do roboty! I tak się trzymamy

A, zapomniałbym, zawsze później malowała się szminką taką czerwoną, jak ta co jej kiedyś kupiłem. Mówi, że może być.

No, pośmialiśmy się trochę.

Zdrówka!


Add Comment