15 lutego

RAPORT WOŹNEGO z 15 lutego 2023 roku
Miejsce: Korytarz
Osoby:   Malarka Różniczkowa
                Leibniz erotyczny
                Skulisko – (???)
                Zupa ogórkowa
                Dowód na dowód w dowodzie
                Prawda obnażona
i cała reszta, równie ważna czyli – nic.

 

– Uhmu… umhu…

Poczułem się jak Wokulski, któremu Geist włożył w rękę „komprymowaną platynę”. Jednak to westchnienie, które przed chwilą wypełniło Korytarz było zapewne lżejsze od owego tajemniczego metalu o ciężarze gatunkowym 30,7. Westchnienie, otoczone zapachem umbry palonej, w proporcjach klasycznych, określonych zdaniem: równość postaci a b = c d dla b ≠ 0 i d ≠ 0.

– Pan pozwoli?

Na biurku położyła paletę, garść pędzli, buteleczkę z terpentyną i… apaszkę, która jak westchnienie – szukała swojej konotacji geometrycznej, najlepiej takiej z jabłkiem Adama, między lekko rozchylonymi częściami kołnierzyka koszuli…. Przełknąłem ślinę w sposób sygnalizujący, że owo jabłko, gdyby było potrzebne, jest w zasięgu Jej ręki. I nie jest robaczywe.

– To pan te dziwne rzeczy tu wypisuje na tym… Korytarzu? – linia melodyczna głosu była sumą harmonicznych przebiegów tangencjalno-sinusoidalnych, wzbogaconych o interferencje magnetyczne, związane z aktywnością słońca, które właśnie w tych dniach najwidoczniej czegoś nie dojrzało na Korytarzu i postanowiło doświetlić nasze zakaMarki, paroma wybuchami materii gazowej.

– Jakby to panu powiedzieć…. – pomyślałem: doskonały tytuł do rozprawy gramatyczno-algebraicznej na bazie rachunku prawdopodobieństwa, że przeciwprostokątna spotka się jednak kiedyś z równoległościowopadłościową.

– Otóż, proszę pana, matematyka, jak ludzie i farby – miesza się z logiką oraz filozofią i tworzy efemerydy. A pan tak krąży, krąży w tych swoich Raportach, jakby szukał, tego, czego nie zgubił. Z matematycznego punktu widzenia – zagadnienie może nawet interesujące, ale od strony sztuki – otwarte na formę tak nieokreśloną jaką może być tylko… kobieta.

O! Dobrze, myślę sobie, chętnie się czegoś dowiem, nauczę. Przysunąłem krzesło, skłoniłem się, ale…

– Na siedząco malować można tylko jajka wielkanocne – pokiwała głową dociskając powieki i tak już szczelne, jak żaluzje w pokoju oczekującym na rzeczy, o których się nawet filozofom nie śniło. – Prawdziwy artysta tworzy w postawie zasadniczej, mierzy się z obiektem i dziełem jak żołnierz z bagnetem.

Hm, teraz ja miałem kłopot w zrozumieniu tej analogii, bo… jak żołnierz mierzy się z bagnetem?

– Ludziom się wydaje, drogi panie – nutka poufałości czy niekontrolowana kokieteria? Ujęła pędzel „Lineo seria 103 wiewiórka” jak lufkę-cygarniczkę a w niej, niedowierzam – najprawdziwszy papieros Egipski, jaki palił Bodo czy Zelwerowicz? Uhmuu…. Ten aromat, ta ezoteryczna woń z najgłębszych pokładów tajemnicy… – Otóż im się wydaje, ludziom, że sztuka to jest nie wiadomo co! A ja panu powiem, mój ty poszukiwaczu, że sprawa jest prosta, klarowna i jasna jak Hipoteza continuum, która zakłada, że nie istnieje zbiór o mocy pośredniej pomiędzy mocą zbioru liczb całkowitych i liczb rzeczywistych. Otóż sztuka proszę miłego pana – no, nie… jakie tempo, cóż za precyzja sztychu szpadą perswazji wymierzonej w moją stronę! Te Jej zwroty personalne wręcz mnie onieśmielają. Co znaczą? – To Sztuka – (widzi Pan kształt litery S? Mówi to panu coś? A S i znak zapytania?) – zatem sztuka rozwiązuje dylemat-twierdzenie Leibnitza, że racje, którymi się pan w tych Raportach posługuje nie powinny być liczone, lecz ważone; jednakże nikt do tej pory nie wyposażył pana w wagę zdolną określić ciężar argumentu. I nie mam tu na myśli wagi klasycznej, lecz wrażliwość artystki, kobiety wyzwolonej, stąpającej boso po blejtramie, wykraczającej poza widmo światła białego…

Siedziałem w ciemnym kącie Korytarza, a ona perorowała do mojego fantoma, tkwiącego na krześle przy biurku.

– Ja ci to wszystko wytłumaczę, tylko, tylko…

Jej wydech pchnął Ją samą w Korytarz i nie wiedział, gdzie mógłby się najlepiej zmaterializować. Szybko rozchyliłem kołnierzyk, wystawiłem jabłko, ale dym z egipskich, z nutką machorki, zakręcił się w moim nosie eksplodując kichnięciem.

I teraz stanęła ci moja Ona twarzą prosto we mnie wycelowaną, jak Nike, skąpo odziana, zdawała się mówić: pójdź, ja cię poprowadzę ku matematycznie wyliczonej prawdzie piękna… A ja, w odpowiedzi, gotów byłem ciałem rozpalonym, a przynajmniej dłońmi, kilkanaście razy przetartymi dla rozgrzania, jak robi to zmarznięty wozak na placu targowym, ten Jej deficyt garderobiany uzupełnić.

– Sztuka, mój drogi…

Trafiony-zatopiony… Poczułem się wręcz obezwładniony. Oto przykład, w jaki każda kobieta jest w stanie ustrzelić dowolny cel, pod warunkiem, że nie jest to kominiarz lub skrzypek na dachu, spełniający rytualny obowiązek zawodowy. Ale w jakim celu miałaby to zrobić? Przecież nie idzie o samo celowanie?

– Zatem, jako się rzekło, sztuka wyrównuje, niweluje, dowartościowuje i zamyka przewód dowodowy w każdej sprawie ścisłej, logicznej i matematyczno-fizyczno-chemicznej. A czym jest chemia? Jest uczuciem. To jedyne pole, na którym nie działa zasada: chemiku młody wlewaj zawsze kwas do wody. W uczuciach jest odwrotnie, lej, ile tylko wlezie!

Tak, ta kropka pod wykrzyknikiem na końcu zdania rzeczywiście zasługuje na szczególną uwagę. Może nawet warto byłoby rozważyć oprawienie jej w ramkę i umieszczenie w galerii aksjomatów artystycznie matematycznych lub przynajmniej matematycznie artystycznych.

Obawiałem się, czy przypadkiem po tej wymianie zdań, a właściwie perory skierowanej w moją stronę nie wydobywał się dym z moich uszu. Moja Gościni, patrzyła przeze mnie na jakiś podmiot artystyczny…. Zastanawiałem się, czy moja osoba mogła w jakiś sposób wpłynąć na jego metafizyczną fizyczność w jej oczach. Choćby tylko wścibski nos, siwe włosy czy to wcale nie lekkie przygarbienie?

– Mój drogi… – oparła się o mnie wzrokiem ukochanej Przybyszewskiego. – Zdecydowałam się przyjść, aby raz na zawsze skończyć ze wszystkimi dylematami. Ludzkość bowiem zapędziła się w kozi róg. Koza – uważaj! – to Ona. Ale ludzkość tego nie dostrzega. Nie gloryfikuje Kobiety. Bogini każdego zwycięstwa w klęsce, do której sama osobiście doprowadziła. Proszę? Twoja mina zdaje się sugerować, że nie mam racji? Chcesz wygłosić twierdzenie odwrotne? Przypomnę ci tylko, że jest to twierdzenie, w którym założenie zamieniono z tezą wyjściowego twierdzenia. Niech będzie dane twierdzenie: jeśli A, to B; wtedy twierdzenie odwrotne do niego jest zdaniem jeśli B, to A. Twierdzenie odwrotne do danego prawdziwego twierdzenia nie musi być zdaniem prawdziwym. Twierdzenie odwrotne jest równoważne twierdzeniu przeciwnemu. A zatem – słucham, co mi powiesz?

Nie, nie znam gladiatora, który dobrowolnie wyjdzie na tak opisaną arenę. Każdy przyzna, że największym błędem i nieszczęściem mężczyzny była i tak nieudana próba odebrania Jej, Im władzy nam jego myślami i ciałem.

Faceci rozbijali sobie łby, topili floty, spadali w wąwozy, latami szukali drogi do domu, a one? Heleny, Penelopy, Bożeny, Magdaleny i Joanny – z wyjątkiem tej od aniołów – siedziały i w pogłębiającym się bezpowrotnie niedoadorowaniu – czekały. No i po co wam, panowie te awantury i tromtadracje? Popatrzcie w tv, na parę prezydencką, zwróćcie uwagę jak Ona Go za rączkę prowadzi. I tak trzeba to robić! To znaczy – wy, panowie, broń Boże już nic nie róbcie.  Wszystko będzie tańsze, milsze, wolne od poniewierki, guzów i stłuczek, jeśli władzę na nami przejmą One, nasze jedyne i nigdy dość ubóstwione artystycznie matematyczne boginie, oczekujące nas pod baldachimem z pierwiastka.

– I najważniejsze – bruzda triumfu dyskretnie malowała się na Jej czole. – Pora wreszcie powiedzieć, że to nie Adam, ale Ewa była pierwsza. Cała historia ludzkości napisana jest wokół spraw lub powodów związanych z kobietą. Tylko ten jeden mały szczegół, to kłamstewko ciągle się jakość utrzymuje. Zmień je w swojej świadomości i przyjmij do wiadomości, odrzuć uprzedzenia i zabobony – twój świat to Ja!

Zamilkła, ujęła w lewą dłoń paletę, pędzle wsunęła do kieszeni, wypiła łyk terpentyny a szlufkę-cygarniczkę wsunęła w usta.

Prawą rękę wyciągnęła w moją stronę. Pomrugała paluszkami, zniecierpliwionymi, że jeszcze mnie nie pochwyciły. Wstałem, podszedłem a ona zadzierając głowę do góry rzekła:

– Chodźmy do domu. Zrobiłam ogórkową, wiem, że ją lubisz, a potem… Potem zrzucę z siebie wszystkie bujdy całego świata i będziesz mógł podziwiać samą prawdę, esencję a wreszcie przeprowadzimy dowód na prawdziwość twierdzenia Leibniza mówiące o różniczkowaniu funkcji danej jako całka z partnerem… to znaczy, pardon, z parametrem…

Add Comment