14 marca

RAPORT WOŹNEGO z 14 marca 2023 roku
Miejsce: Korytarz instrumentalny (kontynuacja)
Osoby:   Radames na plaży
                Skulisko (?…)
                Gwiazdozbiór dyrygentów i kompozytorów
                Little Richard
               Rozciągane kompetencje
                Apollo z Bellac
i cała reszta, równie ważna czyli – nic.

Tutaj: WERSJA AUDIO


Kij w mrowisko.

Tak powinienem zatytułować dzisiejszy, a także wczorajszy raport.

Rzecz o grupie trzymającej cywilizacyjną władzę… nad muzyką.

Mój wczorajszy gość dowodził, że szefem tej grupy, która opanowała i nadal dzierży niepodzielną władzę nad muzyką jest niejaki Beethoven, Ludwig van, z miejscowości Bonn. Człowiek genialny, ale głuchy. Głuchy więc genialny. Skomponował największe dzieła, a najwybitniejszych z nich sam nigdy nie usłyszał. Ot – kwintesencja paradoksu.

Przyznam się, mam wielką atencję dla tego człowieka.

W Technikum Mechaniczno-Energetycznym, na poddaszu, przy świecach i cienkiej kawie prezentowałem kolegom i KOLEŻANKOM nie tylko Sonatę księżycową. Wtedy, gdy się nie miało jeszcze osiemnastu lat, ta muzyka była magią.


Kiedy Olo miał niespełna rok, włączałem mu wymienionego wyżej Beethovena. Właśnie tę sonatę. Zamieniał się w słupek, rozpychał się na moich kolanach i słuchał. Do końca. Utrwaliłem te niezwykłe chwile na filmie. Pewnie wiele osób może potwierdzić, że przeprowadzało podobne eksperymenty. Dziś… Olo nie pamięta tamtych chwil. Kiedy ostatnio chciałem mu je przypomnieć, wytrwał kilkanaście sekund.

– A mogę? – poprosił o mój telefon i z wdziękiem Toscaniniego dyrygującego swoją NBC Orchestra wystukał w muzycznej aplikacji iphone’a jeden z najsłynniejszych utworów heavy metalowych.

– To jest fajne! – aplikacja w czasie odtwarzania muzyki pokazuje tekst piosenki. Olo zna go na pamięć. W oryginale. Pierwszoklasista.

Mój wczorajszy gość nie upierał się, że trzeba wrócić do życia z muzyką klasyczną. On jedynie chciał tę muzykę przywrócić nam wszystkim, ponieważ cywilizacja wykradła ją z naszej atawistycznej akumulatorowni.

Aby ten cel osiągnąć, należałoby wprowadzić muzykę do szkół. Nie ma innego sposobu i szkoda czasu na jałowe dyskusje. Muzyka musi wrócić do szkoły.


W latach 70. dwudziestego wieku spotykaliśmy się, reporterzy z całego kraju, w gmachu przy Alei Niepodległości w Warszawie, w redakcji Radiokuriera. Przychodził Andrzej Domagalik, ten od powieści dla nastolatków, autor opowiadań konkurujących z Zapałką na zakręcie, pani Siesickiej. Andrzej Turski, szef redakcji, rockman trochę tylko mniejszy od Zbyszka Gieniewskiego lansował hasło: wiedzieć więcej, umieć więcej, przeżywać więcej.

– Dawajcie materiały o tym, że warto snobować się na pływanie, literaturę francuską, na klasykę czy wędkarstwo (no, o tym nie mógł nie powiedzieć, akurat on).

Ówczesne radio pokazywało, wyłuskiwało, a to nie było zadanie zbyt trudne, ludzi pochłoniętych pasją, traktujących niezwykle poważnie sfery nazywane „zainteresowaniami”. Szkolne chóry i orkiestry, soliści, deklamatorzy, koła recytatorskie, plastyczne, teatralne. Tam, na tych zajęciach nauczyciele swoim zaangażowaniem wykuwali nam kwadratowe głowy. Bo w takich, podobno, więcej się zmieści.

I znów powtórzę – dziś pewnie też się tacy pedagodzy trafiają, ale zdecydowanie rzadziej o nich słyszymy.

Z wczorajszym gościem – może trochę żartując, ale… niestety, pokazywaliśmy w najbardziej ogólnym ujęciu rozbrat, jaki współczesny inteligent wziął z klasycznie rozumianym życiem kulturalnym.

Skupiliśmy się na muzyce. Od dwudziestu pięciu lat intensywnie badam i analizuję ten rynek. Wcześniej – była to jedynie sfera hobby, edukacji, relaksu. I zgadzam się z moim wczorajszym gościem… – we wszystkich dziedzinach uprawiania muzyki klasycznej króluje dziś wtórnizm, naśladowizm i karykaturyzm. Tak, celowo wykrzywiam te słowa, bo nasze życie kulturalne tkwi w pokraczyźmie.

Każdy z łatwością wymieni nazwiska pięciu, siedmiu dyrygentów, którzy w minionym wieku dzierżyli cesarskie berło w tej dyscyplinie. Każdy wymieni nie mniej nazwisk wybitnych śpiewaków operowych. Także kompozytorów, którzy wiek XX uczynili ostatnim twórczym okresem, pełnym fantastcznych osiągnieć w tej dziedzinie. Ale tymi każdymi, jesteśmy my, ludzie już na mecie, bez wpływu na cokolwiek.


Kilka dni temu wspominaliśmy z Jasiem Kuczerą wieczór w Hall of Fame w Los Angeles. Szefowie festiwali muzycznych całego świata dyskutowali tam o rozwoju i połączeniu tych imprez w przedsięwzięcie globalne. Festiwal festiwali. Niespodziewanie wszedł na salę konferencyjną Little Richard. Nie wierzyłem własnym oczom. Człowiek, który stworzył warunki, żeby powstał Elvis Presley. To on uruchomił lawinę, która toczy się do dziś, a jest coraz większa i miażdży każdą indywidualność jaka się na jej drodze pojawi. Ta zmiażdżona indywidualność – staje się dziś wzorcem dla innych, jeszcze bardziej zmanierowanych i przede wszystkim niedouczonych artystów.


Łatwo wymienić kolejnych twórców – meteorów, którzy podkręcali obroty w maglu współczesnej muzyki rozrywkowej. I co? Dziś The Beatles, Rolling Stones… Elton John, nawet Gensesis… To już mgliste wspomnienia. Sięgnie po te nagrania ktoś, komu coś się przypomni, posłucha ich, zazwyczaj nie do końca, bo to takie, wie pan, proste to jakieś, krzykliwe, szablonowe, płaskie… Miłe, ale uznajmy – chwila sentymentalna już minęła.


Opera? Kameralistyka? Za Odrą – tak, jeszcze tak. W Holandii jako tako, bardziej we Francji, trochę we Włoszech. Wielka Brytania – osobna kategoria. Na dalece poza medalowymi miejscami jest Grecja, Hiszpania, ale tamci melomani szukają dobrych edycji nagrań z lat 50. I 60. ubiegłego wieku! Bo tam się coś w tych nagraniach dzieje! Artyści wiedzą co grają. Śpiewacy wychowali się na klasycznej literaturze i wiedzą na czym polega dramat hrabiego Luny czy rozpacz Aidy.


Aida… Grzegorz straszliwie sympatyzował z Grażynką. Ale rodzice nie chcieli starszej córki puścić na weekend nad morze bez obstawy w osobie prześlicznej, ale młodszej siostry. Grześ mówi, stary, wiesz, idźmy na spacer nad morze. Ale jakbyś mógł tę małą tak trochę podgonić, tak do przodu, wiesz. Ty ją tam zagadasz, a my sobie pójdziemy trochę z tyłu. Nie, nie! Oczywiście będziemy szli krok za wami! Tylko, rozumiesz, musimy się rozmówić…

I szli, a ja z małolatą przodem i z zadaniem, że ona nie będzie się oglądała, co oznaczało, że po powrocie do domu nic zdrożnego rodzicom nie przekaże. I padło na Aidę. A tę miałem wtedy w jednym palcu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja, Radamez, z ukochaną Aidą w zamurowanym grobowcu, przy rozpaczającej na wolności mściwej Amneris. Wielki egipski fresk na międzyzdrojskiej plaży, kreślony przez elektromechanika z TME przed małolatą. Takie się wtedy randki odbywały.

Nie wiem, czy siostra Grażyny jest dziś fanką opery, ale ich rodzice byli zadowoleni, że panienki miło i kulturalnie spędziły weekend nad morzem. Oczywiście w towarzystwie kulturalnych chłopców, no, może z wyjątkiem tego dość osobliwego młodzieńca, który lekko wystraszonej dziewczynce jakieś tragiczne historie o egipskiej księżniczce opowiadał.


Przejrzałem wszystkie klasyczne nowości ostatnich tygodni. Zawziąłem się. I na zawzięciu – rzecz się skończyła. Jeśli ktokolwiek powie Państwu, że ukazały się ostatnio jakieś arcydzieła, że widać ich blask lub przynajmniej brzask, albo że takowe dopiero rodzą się w głowach artystów, polecam polopirynkę albo kwadrans na zdechłego kruka. Kładziemy się na podłodze, przy krześle lub fotelu. Nogi zginamy w kolanach do kąta prostego i łydki układamy na siedzisku tegoż krzesła lub fotela. Kwadrans leżenia – a pionizuje, jak mało co.

Nie chcę, uciekać się do chwytliwych, ale w sumie banalnych argumentów. Są entuzjaści piłki nożnej, którzy wymienią składy, podadzą minuty celnych strzałów w meczach sprzed 30-50 laty. Bo sport ciągle ma swoich popularyzatorów. A kto wymieni nazwiska aktorów i reżyserów polskiego teatru z tamtych lat? Ktoś (pomijam tę grupę fanów i zaciekłych entuzjastów Melpomeny) wytrzyma dziś nową inscenizację Dziadów części III w ostatniej realizacji Teatru TVP? A kto przejął artyzm Łapickiego, Zapasiewicza, Pawlika, Gołasa, Holoubka, Świderskich, Śląskiej, Andrycz – mój Boże niech mi wybaczonym będzie, że wymieniłem te, a mogłem i powinienem przywołać tu sto innych nazwisk.

Nikt nic i nikogo nie wymieni. Bo w kraju nie ma zarządu nad sztuką. Tak, to prawda. Ktoś, kto wpadł na pomysł, aby na jubileusz teatru telewizji przygotować Apolla z Bellac (pierwszy zarejestrowany spektakl w TVP), wtedy m.in. z Hanuszkiewiczem, Jędrusik i Woszczerowiczem – uczynił słusznie, na bazie i po linii. Ale jak można było dopuścić do tej jubileuszowej, licealnej inscenizacji? Coś tragicznego.


I nie będzie już lepiej. Nie wykształci się osób, które nawiążą przerwane połączenia z tradycją.


Kilka miesięcy temu wiodłem pewien spór kameralny z prominentną osobą z TVP. Ta instytucja postanowiła spektakle zrealizowane w proporcji obrazu 4:3 poszerzyć do wymiaru współczesnych odbiorników. Aby tego dokonać, trzeba kadr rozciągnąć. Utnie się głowy i nogi, a wtedy środek tamtego kadru pięknie wypełni cały ekran nowego formatu.

No przecież dramat i bezmózgowie! To weźmy trzynastozgłoskowiec i skróćmy go do dziesięciozgłoskowca, wymądrzałem się. Odetniemy tu sufixy, tam prefixy, tekst rozleje się na całą kartkę, a że będzie wykastrowany? W odpowiedzi usłyszałem: będzie przy tym rozciąganiu obrazu fachowiec, wykształcony reżyser albo profesjonalny operator kamery. Nie wierzę, żeby profesjonalista poważył się na taką ingerencję w obraz oryginalny. Ale w TVP – wszystko jest możliwe.  Upscamplingi finansowane są z funduszy unijnych, wielka kasa jest do wydania, czyli zarobienia. Więc – inne argumenty – bledną.


Nie tak dawno kolaudowałem kilka materiałów archiwalnych, także mojego autorstwa do emisji w związku z pierwszym Zlotem Żaglowców w Szczecinie. Osoba zarządzająca przeglądem i przygotowująca do emisji te filmy zrobiła minę typu „phi”, gdy zerwałem się z krzesła z okrzykiem: Stop, to jakaś animacja! Co się stało, kto poharatał tak bez sensu ten materiał, tak nie wolno montować, pamiętam, tu było wszystko ułożone jak trzeba.

Owa urzędniczka rzekła, jak kowboj pod koniem – musiałam skrócić ten reportaż o dwie minuty. A poza tym pan jest ze starej szkoły, dziś inaczej się montuje.

To prawda – inaczej, czyli bez sensu.

I takie są wytyczne na najbliższe lata. Trzeba zgubić sens. Do końca i bez reszty. Może wtedy znajdzie się, jakaś Ariadna, ostatnio taką – jak sadzę, telefonicznie i mailowo poznałem. O! Osoba z kilkoma naukowymi wykrzyknikami na pagonach. Medialna archeolożka. Może więc ona znajdzie ten koniec nitki i swoją pracą badawczą przeprowadzi nas przez zrujnowany labirynt rzetelnej szkoły, prawdziwego warsztatu, logiki i walorów artystycznych telewizyjnej twórczości dziennikarskiej. W stronę „nowych” trendów i nurtów, wyłaniających się z dzisiejszych mętów i wirów.

Warunek: muzyka, sztuka, poezja, teatr – wszystko musi wrócić do szkół.

Add Comment