21 stycznia

RAPORT WOŹNEGO z 21 stycznia 2023 roku

Miejsce: Korytarz

Osoby:

Ona

On

Ono (Skulisko)

i cała reszta, równie ważna.


A więc – śnieg…

Fala zimna sunie…

Lodowaty wiatr obejmuje…

Marznący deszcz pokryje…

Uniosłem wzrok, wiedziony jakimś niepokojem… Natychmiast lekko się skłoniłem, ale…, ale Pani, jak przystało na Damę, nie wyobrażała sobie, że mógłbym zachować się inaczej. Wstałem niemal bezgłośnie i zastygłem w bezruchu… Czułem, jak osiągamy pełną synergię. Przypominały mi się te chwile, gdy badając układy elektroniczne uzyskiwałem oczekiwaną częstotliwość, co sygnalizował wobulator czystym idealnie ustabilizowanym, ciągłym i trochę jednak przejmującym dźwiękiem. Takie: piiiiiiiiiiiii…

– Czyli pan to wszystko słyszy… – odezwała się… kropką. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy błyskawicznie albo tylko stanowczo opisywali zjawisko lub problem w taki sposób, że nie było już sensu kontynuowanie jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Tak, ja to słyszę… Słuch wytężyłem jeszcze bardziej w oczekiwaniu na potwierdzenie, że oboje słyszymy to samo… Czyli – co? Co słyszymy?

– Jestem Artystką. Malarką. Zajmuję się także grafiką. Rzeźba jest jeszcze przede mną.

Niczym asystentka (a może nawet szefowa?) Clausewitza – pojedynczymi słowami kreśliła na mapie naszego spotkania punkty taktyczne i strategiczne. Oto stała przede mną Ona, nigdy wcześniej nie doświadczona przeze mnie pewność siebie, wzorowana na geometrii uczuć sferycznych…. Byłem zaskoczony precyzją rozmieszczania elementów świata pod kątem ich, tak – ich brzmienia!

– Czy mógłby pan powtórzyć ten komunikat pogodowy, przekazać wszystkie zawarte w nim treści, ale … bez słów.

Odruchowo postawił mi się znak zapytania na końcu tego zdania, ale natychmiast, jak uczniak w szkole parochialnej, zmazałem go rękawem szkolnego fartuszka, zbierając na nim białe ślady kredy… Artystka Malarka wszak mówiła ze mną kropkami.

– Bez… słów… – powtórzyła.

Że też są ludzie, którzy nawet na ciebie nie spojrzą… Do nawiązania kontaktu z nimi, im samym wystarcza fakt, że jesteś. Pani… Artystka Malarka, wszak przedstawiła się w pewnym sensie… Ta pani oczekuje ode mnie jakby przejścia na inną częstotliwość naszej relacji, na kanał specjalny, mam nadzieję, że nie ten z grupy emergency… A może wręcz wyłącznie na zakres porozumiewania się wolnego od jakichkolwiek informacji nie związanych z sednem sprawy?

– Fala zimna sunie… – tak, rzeczywiście, tak przed chwilą pomyślałem… To znaczy – powiedz… No, nie, nie pamiętam. Pomyślałem czy powiedziałem…?

– Fala – odtworzyła idealnie moją intonację. – Fala…

Lekko drgnęła, jej idealnie wymodelowana sylwetka ukazała zarys trzeciego wymiaru. Mój Boże… Ta poza zamieniła się w mojej wyobraźni w sekwencję ukazującą węża, który ułożony w klucz wiolinowy na papierze nutowym zaczyna się prostować, płynnie sunie przez drugą linię, stapia się z nią i… bezgłośnie przechodzi w dźwięk. Bezgłoś… ś… ie…

– Wszystko jest dźwiękiem.

Pokiwałem głową w geście zrozumienia i akceptacji. Tylko, że ja nie słyszę tego co jest: wszystko. Czuję lekkie podenerwowanie. Nasłuchuję, ale nawet saturacja krwi ustała… A to kłucie w lewej łopatce, w ogóle, tyłem się do mnie odwróciło udając, że nigdy nic mnie w tym miejscu nie szpilowało… Ś….

– Oto łąka, pełna maków i chabrów…

Spojrzałem z niejakim zaciekawieniem na ten łan zalany po samo niebo letnim skwarem i odgłosami wojny, jaką cała przyroda toczyła ze sobą o własne przetrwanie. Sunące nieopodal tej łąki samochody były jedynym fałszywie brzmiącym dźwiękiem w obrazie tak pulsującym… pulsującym… tak pulsującym harmonią. Ale każdy dźwięk to przecież nic pięknego. To wrzaski, krzyki, brzęki, skowyczenia, sapania… Jakaż wulgarna wręcz biologia…. Ale razem – symfonia…

– Adolf tego wszystkiego nie słyszał…

Ściągnąłem usta w trąbkę Eustachiusza i niepostrzeżenie pokiwałem głową. Uhmu… Adolf… rozumiem. Nie słyszał. Czyli – pień. Matoł. Ignorant…

– Mój były.

A… Miło poznać. Jak można być głuchym przy tak rozedrganej kobiecie, która nie wykonując najmniejszego ruchu wprawia mnie w taką wibrację?

– Żółty… Ale lekko złamany… Lubię…

Ja nigdy nie przykładałem wagi, który kolor jest dla mnie ważny. Nie wybrzydzałem też specjalnie, gdy dostawałem do ubrania takie z takim czy to z tamtym. Wsuwałem, zapinałem, podciągałem, sznurowałem, zasuwałem i co najwyżej, niekiedy, długopis, jakiś fajny, w butonierkę wpinałem.

– Nie idzie o barwę, a o dźwięk… – wyczułem jakby lekką irytację w głosie Malarki. Artystki Malarki, przepraszam.

Rozumiem. No, jasne. Pani – po prostu – maluje ze względu na brzmienia kolorów, a nie ich barwę! Wspaniale! Oczy wyobraźni uruchomiły projekcję zapamiętanych dzieł, które oglądałem w galeriach, na wystawach, w albumach i na własnych płótnach. Eh, nie ma o czym mówić. Takie tam młodzieńcze błędy i wypaczenia…

– Zatem może pan potwierdzić, że żółty kładzie się na płótnie miękko, posuwiście, nigdy od razu całym sobą, a jedynie z wolna narastającym szmerem, potem wypełnia się potencją, która nagle stygnie w akcie ekstazy jakby chciała zasygnalizować: oto – jestem… A Zieleń? Czyż zieleń nie jest banalna, trywialna, wszechobecna i taka oczywista?

Głos zawiesiła na wysokości moich oczu. Czekała, aż zareaguję? Nie sądzę… Obawiam się, że ledwie toleruje moją obecność. Nie, nie mam na myśli lekceważenia. Po prostu – nie konweniujemy ze sobą… Jeszcze. Mój Boże… O czym ja myślę? Ja tu przecież jestem Woźnym a nie lowelasem poszukującym schronienia przed zimną nocą…

– Otóż nie. Zieleń jest królową. Tylko nikt tego nie słyszy. Zieleń jest najbardziej dźwiękowa, jest rozedrgana, pulsująca, targana i omiatana, jest topiona w deszczu i palona w słońcu.

Zdawało mi się, że jej fizyczność zamienia się w projekcję holograficzną… Ze szczęścia przechodziła w stan marzenia.

– Proszę, proszę, niech pan przestanie!

Jej głos poruszył całą szarość Korytarza… Skulisko…! Tak, skulisko rozwarło gębę zapominając, że nie to jest sensem jego egzystencji! Zreflektowane, napotkawszy mój wzrok, zwinęło się znów w siebie i zlicowało z resztą resztek, jakie – tylko teoretycznie – mogłyby się tu jeszcze znajdować i nie zostały poruszoną tą ekstatyczną reakcją Artystki.

Fiolet, brąz, sepia, o! sepia to jest jeden z najbardziej nabrzmiałych dźwiękiem kolorów. Sepia to wszystko co było, to każdy oddech jaki kiedykolwiek zaistniał. Tak, lubiłem sepię. To jej poszukiwanie poprzez mieszanie brązu z żółcią, to muśnięcie czerni rażonej poświatą bieli w odcieniu cyny…

– Czyli – załatwione? Mogę sobie iść?

Pytanie w formie stwierdzenia, na wzór wiolinowego węża wykrzywiło moją twarz w kształt tym razem klucza basowego.

– Przyszłam tutaj, aby uświadomić i usankcjonować nową dziedzinę sztuki. Rozumiem, że sprawa zostanie zaakceptowana, a decyzję wszyscy znajdą w biuletynie oraz oficjalnych rozporządzeniach. Liczę też na akcję plakatową i reklamę telewizyjną. Hasła mogę podrzucić: Zamknijcie mordy – słuchajcie kolorów… Albo: nie brzęcz, nie brzęcz, pomaluj się na pomarańczowo. Jeszcze inny: cichą ściągałam cię bielą…

Niewiarygodne, Joe Alex w spódnicy! Ba, teraz dopiero zauważyłem, że ta pani… tak, ona była na… na… naokół nie ubrana, a jedynie po…, po… pokolorowana. I to dźwiękami! Odwróciła się na pięcie, a moja dusza wyjrzała zza mojej głowy z takim wytrzeszczem oczu jakiego sam czort przestraszyłby się śmiertelnie i wydała z siebie takie westchnienie, które okryło mnie jakby było ciepłym kisielem, tworzącym słodką membranę, w której wszystkie kolory zamieniały się w cudowne dźwięki…


p.s. do raportu załączam próbkę tego kisielu. Niestety, tylko tyle zostało.


Add Comment