31 stycznia

RAPORT WOŹNEGO z 31 stycznia 2023 roku
Miejsce: Korytarz
Osoby:    Dudek szachista…
                   Żona prawie idealna
                   Skulisko – ?
                   Unieważnienie ważności dotychczasowości
                   i cała reszta, równie ważna czyli – nic.

 

– Może partyjkę?

O, kolejny dudek… Są ludzie, którzy mają w sobie coś takiego, że samym się swoim pojawieniem, wzbudzają zainteresowanie otoczenia.

Kiedyś spóźniony trafiłem na ważne przyjęcie. Nierozprostowany garniturek, koszula też prosto z walizki, sznurowadło w kokardkę, ale z pominięciem jednej dziurki – kto będzie na to patrzył, pomyślałem, a lekceważąc te drobiazgi spóźnię się o sześć, może nawet dziesięć sekund mniej.

Już przy wejściu wychwyciłem wzrok pewnej damy. Stała z boku, jak latarnia morska na skraju pustyni. I patrzyła. I mnie precyzyjnie zlokalizowała. Po chwili podeszła, zatoczyła krąg na dość dużej jeszcze wysokości, ale przy drugim okrążeniu, siadła na płytę lotniska, depcząc mój prawie wypucowany trzewiczek.

– Och, jaka ze mnie niezdara… – powiedziała przeciągając każdą sylabę.

Zacząłem się sumitować, komplementować, uśmiechać, zagadywać… Że to moja wina, że tak niefortunnie stanąłem, że nogi powinienem mieć pół metra za tułowiem… Ale ona jakby mnie „w całości” nie widziała, wpatrywała się w jeden punkt, dokładnie w połowie między lewym i prawym okiem. Pomyślałem – coś nie tak, może powinienem sprawdzić w lustrze? Zarzuciłem czuprynę, przemazałem dłonią to miejsce, powiedziałem coś o migrenie…. Nie zwróciła uwagi na żaden z moich wybiegów. Teraz obiektem jej lokalizatora stało się moje ucho. Prawe. Od razu zadałem sobie pytanie: jak dziś spałem, gdzie, może ucho przygniotłem, wywinąłem je na zewnątrz? Co jest w nim tak niezwykłego, że wzbudziło w tej holmesini takie zainteresowanie? W kolejności dokonała pełnego skaningu kilku innych części mojej całości. Kiedy już odważyłem się, żeby zapytać, o co chodzi, w czym rzecz, jak mogę pomóc – dama zrobiła kwaśną minę i powiedziała odchodząc: e, to nie on, ale ciekawy, ciekawy…

Mój gość nie przestawał się rozglądać po Korytarzu. Wzrok zatrzymał na Skulisku, ale nie wzbudziło ono w nim najmniejszego zainteresowania.

– Cisza, spokój tu u pana, idealne warunki, aby w skupieniu delektować się sztuką taktyki i strategii.

Nie zdążyłem mrugnąć powieką, a na moim biurku leżała już szachownica. Przecież…  przecież to jest moja, to znaczy Ojcowa, ale teraz moja szkatułka z figurami w ich najbardziej klasycznej postaci. Ileż to było emocji, gdy Ojciec mówił: teraz wskakuj na konika i pokaż oficerowi, gdzie raki zimują. Rach, ciach i laufer był już poza polem walki. Wtedy Ojciec delikatnie ujmował w dwa palce królową i pozwalał jej dosiąść mojego rączego konika. Odbywało się krótkie rodeo, królowa jak najlepsza amazonka stawała na polu wyeliminowanego rumaka, który mógł ze zbitym oficerem patrzeć na dalszą kampanię już spoza szachownicy. A było na co, bo monarchini tym swoim ostatnim ruchem skutecznie zaszachowała króla. Uhm…. Z Ojcem nie mogłem wygrać chyba przez sto lat!

– Zagramy według mojej koncepcji. Jestem autorem nowej wersji tej gry. Świat na jej punkcie oszaleje lub zwariuje, przy kolejności tych konsekwencji się nie upieram.

No proszę, pomyślałem, a sądziłem, że trudno będzie komukolwiek mnie jeszcze czymś zaskoczyć, a tu – taki dudek! Otworzył pudełko tak, żebym nie widział schowanych w nim dobrze znanych mi figur.

– Zechce pan zamknąć oczy, a ja ustawię obie armie?

Dlaczego mam zamykać oczy? No, dobrze. Moich uszu dobiegł tak dawno niesłyszany dźwięk wysypywanych z pudełka aktorów szachowego dramatu a potem stuk towarzyszący ich ustawianiu na bitewnych pozycjach.

– Gotowe. Proszę popatrzeć!

Hm…. Żart jakiś? Sztuczka czy kompletna nieznajomość istoty szachów? Po obu stronach szachownicy stały idealnie ustawione wszystkie figury i pionki, ale w jednym kolorze! Białe z białymi? To jakiś nonsens. Każda partia szachów zawsze rozpoczyna się od wyboru: kto gra czarnymi a kto białymi?

– To właśnie jest moje odkrycie. Proszę pana…. Ile lat ludzie grają w szachy? Może się pan pomylić o tysiąc. I co z tej gry wynikło? Mnóstwo zadęcia, wielka polityka, sława czempionów. I tyle. A jak grać w układzie, który pan tutaj widzi? Czyż nie jest to prawdziwe wyzwanie? W dzisiejszym skomplikowanym świecie, gdy sztuczna inteligencja powiela wszystkie nasze nawyki, my tymi szachami damy światu szacha albo garde królowej tak skutecznie jak nigdy wcześniej. Ale przede wszystkim – twórczo! Dość powielania starych posunięć!

Nie mogłem zebrać myśli. Szarlatan? Szalbierz czy intelektualny kuternoga? On jednak uprzedzał każde moje pytanie, rozbijał najmniejszą nawet wątpliwość.

– A w życiu? Czy mijając setki osób każdego dnia, zna pan ich rangę, preferencje, zapatrywania, obiekcje – mogę wymieniać w nieskończoność. I czy udaje się panu bez dogłębnej wiedzy o innych ludziach dobrze funkcjonować w waszej społeczności? Tu ma pan o wiele prostsze zadanie: oto policzalna ilość figur, równie ściśle określone pola działania i modelowe zachowania. Żadnych niespodzianek. Koń pirueta na szachownicy nie zatańczy, a wieża nigdy nie pójdzie po skosie.

Muszę przyznać, że ten fragment wywodu nie wymagał komentarza. No ale jak w trakcie gry zapamiętam, że ten pionek jest mój, a nie przeciwnika?

– Pionkami nikt się dziś w świecie nie zajmuje. Pionków ma pan tyle, o, tyle, tyle, a nawet więcej!

Energiczne, poziome ruchy szabli utworzonej z dłoni na wysokości gardła nie wróżyły nic dobrego. Dudek wstał, przeszedł kilka metrów do przodu, odwrócił się w pozycji napoleońskiej.

– Pominę fakt, że pamięć ludzka ma nieograniczone wręcz zasoby właśnie pamięci. Nie, w tym stwierdzeniu nie ma żadnej tautologii. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek wykorzystuje jedynie 9% możliwości swojego mózgu. Leń, proszę pana i ignorant może coś podobnego głosić. A pan, ile cyfr ustawionych w jednym ciągu zapamięta? Sześć? Dwanaście. No, pesel, NIP, numer telefonu. I co? I koniec? Poróbstwo i nędzota, szanowny panie, zwolniły nas z kreacji, z wykorzystania pełnej pojemności naszej pamięci. Kobiety lepiej sobie z ta sprawą radzą. Wypomną panu wszystko, jednym tchem – trzynaście tomów pańskich przewinień

Tak, tak… To jest Kreacja!

Literatura zna, a historia potwierdza, z czego i jakie kreacje powstawały w latach, gdy nic nie było dostępne. Wtedy wyobraźnia pokazuje swoją potęgę.

Pewien mój znajomy przez osiemnaście lat kreował sobie swoją żonę. Parę razy trafił nawet piątkę, ale jako perfekcjonista – dążył do pełnej szóstki! Nigdy nie zgodziłby się na to, aby jego wybranka chrapała w tonacji molowej albo trzymała w swoim portfelu jego kartę kredytową. Jak już u jednej czy kolejnej wykreował prawie wszystko, to się okazywało, że te najwcześniej uformowane cechy uległy już zwyrodnieniu lub przynajmniej dezaktualizacji. Na przykład koleżanka B. była tego najlepszym potwierdzeniem. Zgodziła się prasować mu koszule, ale skarpetki i bokserki to już nie. Bo nie! Ile się chłop natrudził, nadyskutował. Nie i już. Potem uzgodnili, że ona wstaje pierwsza, i to zaakceptowała z ochotą, tylko nie po to, żeby zrobić mu śniadanie a jedynie żeby jako pierwsza mogła usiąść przy stole i czekać aż on posadzi jej dwa jajka na boczku. Wreszcie – dzieci. Owszem, czemu nie. Nawet troje. Najlepiej, żeby za jednym zamachem, wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie między nimi znaczących różnic. Mój znajomy był tak nieprzejednany w swoich żądaniach, że… godził się na wszystko, po czym któregoś dnia rano znalazł na stoliku kartkę: pa, pojechałam z Z. na wakacje. Całujemy cię! Z. to brat mojego znajomego. Jak widać, kreator o wiele bardziej skuteczny.

Mężczyzna wolno obracał szachownicę. Rza biała armia był po mojej stronie, a po chwili, wędrowała pod jego komendę.

– Poza tym – dudek, wyczułem to w jego głosie, jakby stroił swoją melancholię… – poza tym, każda z tych najmądrzejszych gier wynalezionych przez człowieka to zawsze jest walka, rywalizacja. No, drogi panie, ile można? Proszę mi pokazać grę, w której nie idzie o zwycięstwo? Powiem więcej, taką w której liczy się przegrana. Widzi pan! Nic nie robimy, aby radzić sobie z przegraną. Każdy, jak mu się wydaje, żądny jest triumfu. A z tym, dobrze pan wie, nikt sobie jeszcze na dłuższą metę nie poradził. Im większe zwycięstwo, tym szybsza jego klęska. Więc gra w tradycyjnym znaczeniu niczego nie uczy, nie kształci a jedynie pogłębia destrukcję i zamęt. Komu na tym zależy? Po co to robi? Musimy z tym zerwać – czas na nowe otwarcie, na grę bez pokonanych i bez triumfatorów! Ja proponuję salę balową, piękne krynoliny i diademy, kolorowe rozbłyski brylantów. No, już bardziej pana naprowadzić nie mogę…

Ha…. Patrzcie, patrzcie, jaki dudek, a nie mówiłem? Czyli jemu idzie o to, aby tamta pani z tamtym panem, na szachownicy spotykali inną panią z innym panem, do towarzystwa dołączają oficerowie, wieże, piony, wszyscy chodzą, się mijają i pomylają partnerów – mówiąc językiem koślawym, który ostatnio coraz częściej spotykam w środkach tzw. komunikacji bełtalnej. Tak pan to wymyślił, a raczej… zaobserwował? No, świat stanąłby na głowie! A swoją droga – czemużby nie zmienić perspektywy raz na kilka tysięcy lat?

Nowe czasy? A może stare, ale w jakimś sensie – nowe czasy? Czy omnia vincit amor nie ma już rangi i znaczenia doktryny wojenno-emocjonalnej na świecie?

– Szachy – tę królową gier strategicznych wybrałem na początek mojej rewolucji. A co pan powie na pokera lub brydża rozgrywanych kartami w jednym kolorze? Nonsens – tak powie każdy. Tak, bo nikt nie wyobraża sobie, że gracze mogliby zrezygnować z rywalizacji, z bijatyki, z łomotu, lania, prania, walenia, podstępów i szulerstwa. Nawet jeśli ten czy ów przyjąłby moją propozycję, to nie wie, jakie ona przyniesie skutki, co się stanie z tą najbardziej charakterystyczną cechą człowieka – wolą i żądzą walki, dowalania, pałowania, gniecenia, poniżania, wyśmiewania, dokuczania. Czy zbadał ktoś, co dzieje się w mózgu człowieka, który po np. godzinnej partii w szachy wykonuje ruch zakończony stwierdzeniem: szach i mat? Co się w tej łepetynie dzieje? Jakie skutki przynosi eksplozja schadenfreunde, jak rosną jej zasoby w naszych emocjach i co z tego wynika?

Ileż pieśni i poematów napisano o rywalizacji, zmaganiach, dążeniu do zwycięstwa. I ani jednego o normalnej, zwykłej robocie. A jeśli próbowano – to też w aspekcie zmilitaryzowanym. Poziom agresji nas otumanił.

Nie wykluczam, że ludzie postępują tak, jak postępują, bo naśladują i w prostej linii kontynuują praktyki poprzedników, którzy też nic innego nie robili, jak tylko powtarzali doświadczenia ojców. Nie jesteś nasz? To znaczy jesteś przeciwnikiem. Człowiek nie ma już umiejętności, gotowości, potrzeby wreszcie, by odrzucić reguły gry w szachy figurami białymi i czarnymi a spróbować rozegrać partię jak zaproponował ten dudek? Za trudne zadanie? Dobrze, a w takim razie zostawmy kolory figur bez zmian a ujednolićmy kolory szachownicy. Może tak być?


Na tym raport…. odłożono do następnej partii.


Add Comment