RAPORT WOŹNEGO z 22 stycznia 2023 roku
Miejsce: Korytarz
Osoby: On – rozkojarzony i zacięty, (Skulisko – bez wyrazu)
i cała reszta, równie ważna czyli – nic.
– Nie wiem…
Jeśli dobrze liczę, ten człowiek wypowiedział to zdanie już po raz trzydziesty trzeci. W tym czasie sześć razy wstawał i siadał, osiem razy przemierzył korytarz krokiem pewnym i zdecydowanym. Pozostałe, identycznie brzmiące oświadczenia wygłosił w postawach mniej wyrazistych. Za każdym jednak razem miał problem z wygłosem powyższej kwestii. Jakby się zacinał i słyszałem jedynie szybkie, łkające niewi…, niewi…. Inna sprawa to wydźwięk owej deklaracji. Raz była to jakby skarga, innym razem oskarżenie, potem w kolejności zwątpienie, przypuszczenie, założenie, postanowienie, zamysł, spekulacja i chyba także podejrzenie. Później to wszystko podsumuję, by ową treść przypisać dokładnie do form jej manifestowania.
– Nie wiem…
O, czyli mamy już trzydzieści cztery powtórzenia….
To podobno Thomas Young był ostatnim człowiekiem, który wiedział wszystko. Ale od jego narodzin w 1774 roku minęło już kilka lat… Czy on sam miał świadomość, że jest tym ostatnim…? Czy przypadkiem nie było tak, że od odejścia Younga krzywa światowej wiedzy na jednego człowieka zaczęła systematycznie opadać i właśnie ten dżentelmen, którego obserwuję dziś w moim Korytarzu, jest tym ostatnim, zamykającym ów cykl powszechnie nam panującej głupoty? Bo ilu rzeczy można nie wiedzieć? A ten osobnik prawdopodobnie nie wie już nic! Klasyfikacja a rebours nie wydaje mi się dość satysfakcjonująca, ale z braku lepszej – rozważmy: bycie pierwszym z ostatnich lub ostatnim wśród pierwszych – zawsze to lepiej niż być… nikim. Teza dość ryzykowna i łatwy cel dla malkontentów. Jakby to brzmiało: Kim chciałbym być? Pierwszym ostatnim, ostatnim pierwszym, czyli – no jakby nie kombinować, zawsze wychodzi, że… nikim.
– Nie wiem…
S’il vous plaît… Zaraz, zaraz, tylko dopiszę: trzydzieści pięć razy.
Było tak.
Matka: musisz być zawsze pierwszym!
Ojciec: no coś ty, chyba nie chcesz być ostatnim?
Ja: a mogę pójść pograć w piłkę? Jolie s’il-vous-plaît…
Rada w radę: ale masz być w domu przed zachodem słonka….
Ten zachód słonka. Wszystko się wokół niego kręciło….
Nie sądzę, abym podczas kopania piłki rozważał powyższe kwestie. Potem – trzeba było szybko się umyć, zjeść kolację, zmówić paciorek, sprawdzić pudełka i szufladkę ze skarbami i szybko pod kołdrę. Rano – biegiem do szkoły, tam – klasówka, bójka, M. obcięła dwa warkocze, P. i B. z miną musztardy połączonej z bitą śmietaną wydymały cieniutkie wargi sugerując, że… podobam im się? Uhłeeee… Mandolina, kółko taneczne, SKS, zebranie w krzakach, dwa sztachnięcia dymem z mokrego mentolowego, wejście na najwyższe drzewo i… Depuis le début …
Kiedy (powtarzam to pytanie), kiedy młody człowiek ma mieć czas na rozważanie wszystkich aspektów troski jego rodziców o przyszłość ich latorośli? Podejrzewałem wtedy, że Rodzice zawsze byli tylko starzy i nie wiedzieli co to znaczy, że S. gapi się na ciebie nie wiadomo po co?
– Nie wiem…
Hm…. Dobry partner do rozmowy. Pomocny…. Trzydzieści sześć…
Ile życiowych wyborów, najważniejszych decyzji podejmuje człowiek po gruntownej analizie? Odpowiem: wszystkie mało ważne kwestie roztrząsamy, dziobiemy, skubiemy, kalkulujemy a w końcu wszystko wychodzi jak wychodzi. Sprawy emocjonalne, fundamentalne, życiowy poker i ruletka – to wszystko jest dziełem impulsu, emocji i… hm… jakiego by tu słowa użyć zamiast: głupota, nonszalancja, afekt, ryzyko, lenistwo, nuda, sorry, ale zaraz będzie mecz w telewizji…
– Nie wiem…
O, rozejrzał się wokół… Może zaczekam, nie wykluczone, że jednak pokona ten próg i powie, czego nie wie?
– Nie wiem…
Dałem ci szansę, kolego. Mamy więc już trzydzieści osiem razy…. Zapisałem.
A jak się mają kwestie dotyczące mojej, twojej osoby? Statystycznie: częściej wiemy co robić, czy też nie wiemy? U mnie – żadnych niespodzianek. Mam wrażenie, że całe nasze życie to totalny asynchron. Wizja rozjechała się z fonią. Jemy zanim zapłacimy, wsiadamy zanim sprawdzimy, dokąd ta rakieta leci, powiemy tak, zanim pytek skończy pytanie, wyślemy zanim przeczytamy. Wszystko, ale to bez wyjątku wszystko najpierw wprowadzamy w czyn, a potem zastanawiamy się, czy zrobiliśmy dobrze.
– Nie wiem…
Trzydzieści dziewięć… Trente neuf…. Nie wiem, czy ten pan zna francuski. Kilka razy miałem wrażenie, że niektórzy Francuzi też nie znają swojego języka. Albo nie potrafili z kanonadą słów wjechać na tory zrozumienia… Tam każdy mówi, nie zważając, że wszyscy pozostali też mówią. Kiedy w podziemnym parkingu w Nicei, po wywiadzie z merem miasta na temat tamtejszego karnawału, który – były takie pomysły !!!! – planowano przenieść do Sopotu stwierdziłem, że nasze auto zostało okradzione – wezwałem pomoc. Zbiegli się ochroniarze, urzędnicy, policjanci, a wszyscy wywołali taki rwetes, rejestrowany przez wszystkie kamery przemysłowe, że nawet nie zauważyli, jak wyjechaliśmy z tego garażu, trzymając drzwi domknięte i dociśnięte paskiem od spodni. Potem okazało się, że powodem owej irytacji był, bynajmniej, nie mój problem, ale to, że nikt nie pamiętał hasła do systemu kamer. Nigdy nikomu nie było ono potrzebne. Aż tu nagle telewizyjna ekipa z Polski musiała zostać okradziona i dwóch facetów chciało wiedzieć, kto to zrobił? Nie ma problemu, odtworzymy nagranie. Tylko, kto pamięta hasło do systemu?
– Nie…
O! Nie dokończył. Nie zaliczam więc…
Tak, tak, wiem i każdy inny wie, że Sokrates wiedział, że nic nie wie. I im więcej wiedział, tym jego niewiedza stawała się coraz większa. Szekspir miał swój własny problem. Problem przecinka. Być (przecinek) albo nie być… Być albo nie (przecinek) być. Kupić, nie kupić, nie kupić kupić, dawać czy brać, brać czy dawać… No właśnie… Co pierwsze – to lepsze. Lepszy pierwszy z brzegu, pierwszy lepszy z brzegu… Dochodzę do wniosku, że to z powodu języka mamy taki chaos na świecie. I w gołe, po co to samo jedno: nie?
– Nie wiem…
O, oto i konsekwencja. Zaraz, to już czterdziesty raz! Mały jubileusz! Brawo!
Konsekwencja w niekonsekwencji jest gwarancją dobrej fabuły. Częste zmiany akcji, brak przewidywalności, żadnej rutyny. Oto sukces i tajemnica Hollywood.
Uwaga. Przedszkole, jeszcze stan wojenny, pierwsze magnetowidy, lawina kaset z bajkami. Dzieci przyklejone do ekranów telewizyjnych. Myszki miki, strusie pędziwiatry, kaczory donaldy… Główne tematy przedszkolnych debat. Po leżakowaniu, w oczekiwaniu na rodziców, dzieci siadają w sali zabaw a kilkoro z nich, tych magnetowidowych, opowiada o perypetiach filmowych bohaterów.
– I oni uciekali, a potem się przewrócili i tamten skoczył i się przestraszył, i zaczęli uciekać, a tamci ich gonili, a samochód zrobił koziołka i się przewrócił i kot uderzył głową w policjanta, a tamci się, schowali i mleko się wylało…. Ha, ha, ha…
Gdyby właśnie policyjnym radarem zmierzyć szybkość wyrzucanych słów, dzieciaki skończyłyby w kryminale.
– Nie wiem…
Ale ja wiem. Sekunda – czterdzieści jeden.
Typowe, nie tylko w Polsce. Coś się wydarzyło w obecności wielu ludzi. Połowa tego społeczeństwa oświadcza – ja tam nic nie wiem, nie widziałam, nie byłam, nie patrzyłam w tamtą stronę, nie interesuje mnie, co ktoś robi… Odpowiedź i postawa ratunkowa dobra w każdej sytuacji. Słynny gest przesuwania zamka błyskawicznego na ustach i pantomimiczne wyrzucenie kluczyka od kłódki – typowe made in Poland. A przecież wiemy wszystko. Nawet więcej, niż się naprawdę wydarzyło, mamy ze trzy wyjaśnienia, czterech winnych i takie przekonanie w głosie, że sąd jest tu całkiem zbyteczny. W kwestiach obserwacji sąsiadów naszą o nich wiedzę sączymy, kroplomierzem aplikujemy innym sąsiadom, tak, moja droga pani, ja pani mówię, bo wiem, jak mi (XXX) itp.
– Nie wiem…
Spokojnie, szanowny panie, pan dobrze wie a ja też: czterdzieści dwa.
Ileż małżeńskich kwestii zasadza się na tym stwierdzeniu:
Nie wiem, o co ci chodzi
Nie wiem na co liczysz
Nie wiem po co mi to mówisz
Nie wiem czy ci mogę zaufać
Nie wiem czy mnie nie okłamujesz
Nie wiem, czy jesteś tego wart
Nie wiem, jak ci mogłam uwierzyć
Nie wiem do czego zmierzasz
Nie wiem czym to się skończy
Nie wiem jak długo to jeszcze wytrzymam.
Jest dziesięć? Jest. No to dopisujemy pod słupkiem: zmiłuj się nad nami. I możemy zacząć kolejną dziesiątkę.
Prawdziwa droga koronkowa…
Właściwie wszystko zasadza się na tych dwóch słowach. Wystarczy je dopisać do zawołań, które tworzą kanon w naszej komunikacyjnej rutynie. Weźmy jako przykład kilka piosenek:
Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz
Nie wiem, czy to warto
Nie wiem, czy wiesz
(Naprawdę) nie wiem, jaka jesteś
Nie wiem, umarł maciek umarł?
(Jeszcze) nie wiem
Szła dzieweczka? (nie wiem)
(nie wiem) czy pani mieszka sama
I proszę nie zapominać o amen, po każdej dziesiątce.
Przetańczyć całą noc…
– Nie wiem…
Już chciałem zaprotestować, no bo jakże tak można? Karnawał, czas radości a ten człowiek właściwie nic nie wie?
Zatrzymał się, spojrzał na mnie i przecząco pokiwał głową.
– Nie wiem, po co ja tu przyszedłem…?
Na tym protokół zakończono
Add Comment