A już, już myślałem, że Iga Świątek wszystkie swoje sukcesy zawdzięcza… Kanałowi 7 Telewizji Szczecin. Zajrzałem do archiwalnych dokumentów i…. I powyższe stwierdzenie utrzymuję w mocy, ale musze dodać jedno słowo: prawie wszystkie….
Ale po kolei…
Upadek muru berlińskiego sprawił, że padło kilka innych murów. Przede wszystkim barier niemożności. I tak jak w zakresie klasycznego entertainmentu pojawiło się kilka firm, głównie w Wielkiej Brytanii, USA i Kanadzie, które skupiały prawa licencyjne na wielkie katalogi dla stacji telewizyjnych w Europie Wschodniej i Środkowej, tak w Budapeszcie, powstała firma Trans World International. Świetna, niezbyt liczna, ale bardzo skuteczna ekipa, która nie tylko zawładnęła prawami do transmisji telewizyjnej właściwie wszystkimi najważniejszymi i prestiżowymi imprezami sportowymi, ale sami zaczęli programy produkować. Ich cotygodniowy, godzinny magazyn Trans World Sport był zupełnym zjawiskiem na polskim rynku telewizyjnym. Nie dość, że bardzo atrakcyjnie zrealizowany to prezentujący zupełnie nie nieznane nam dyscypliny sportu, zmagania i turnieje, o których wcześniej nawet nie słyszeliśmy.
Poznaliśmy się w 1989 roku w Budapeszcie na konferencji East-West. Ale współpracę w wymiarze, który mnie samego przyprawiał o omdlenie – bo to był wrestling połączony z jazdą figurową na lodzie (bez łyżew) – by nie miałem pomysłu, jak programy otrzymywane od TWI lokować na antenach 1 i 2 Telewizji Polskiej. Wtedy Kanał 7 dopiero się rodził!
Szefem redakcji sportowej w Warszawie był red. Zygmunt Lenkiewicz. Pracował w tej redakcji także Waldek Heflich. Żeglarska dusza, więc z kim jak nie z nim mogłem najszybciej nawiązać kontakt. Testowo, wstępnie, z całą wrodzoną moją nieśmiałością zaproponowałem Waldkowi serial o przygotowaniach do Americas Cup. Waldku, popraw, jeśli był to już finał tych regat? Albo był to program, jaki zrealizowałem w Szczecinie z udziałem m.in. Kuby Jaworskiego i Jerzego Siudego w roli komentatorów tych najsłynniejszych żeglarskich zawodów świata.
Pierwsze spotkanie, w gronie kierownictwa redakcji, a przy stole siedli także red. red. Szaranowicz, Stopa, Szewczyk – zrobiłem sim-sala-bim i… zamarłem. Ale po chwili dostrzegłem, że to nie mnie mowę odjęło, ale moim gospodarzom!
Przerzucali się kartkami, folderami…
– I na jakich warunkach my to możemy mieć?
– Wyłącznie na korzystnych – odpowiedziałem, a koledzy wrócili do przeglądania ofert.
– No, to byłoby dobre.
– Ja bezwzględnie wziąłbym to.
– Coś ty, tu masz cacko…
Snooker, konie, NHL, NFL, Australia Open, Rolland Garros, Americas Cup, Albertville… No I Super Bowl!
– Tak, możemy transmitować całość
– Ale nikt się u nas na tym nie zna!
– To my, w Szczecinie to załatwimy.
Żeby tak kobiety mi w życiu wierzyły na każde słowo, szczególnie tak wyczytane wprost z księżyca – miałbym o czym opowiadać.
Sam omal pod stół z wrażenia nie wszedłem. A jak, skąd, kto, gdzie przyjdzie i będzie komentował największa sportową imprezę Ameryki! A słownictwo, nazewnictwo, nazwiska zawodników…
Prawdę powiedziawszy, sam nie do końca do dziś rozumiem, o co im w tym Bowl idzie? Ale musiałem brnąc dalej.
To była najbardziej koszmarna podróż kolejowa do Szczecina.
Całkowita pustka w głowie.
Następnego dnia, już w Szczecinie odebrałem fax. Następnego dnia – kolejny i… poszło. Redakcja Sportowa rozbiła bank! Kupowali to co najlepsze, spektakularne, nigdy wcześniej w Polsce nie transmitowane.
Akurat była to pora Wimbledonu.
Węgrzy zgrzytnęli zębami. Nie mogłem im powiedzieć, że mam „klepnięty” prawie cały katalog. Mogłem powiedzieć, że jeśli dobrze wystartujemy, to… będziemy brali od nich dużo więcej.
A to oznaczać mogło tylko jedno: podziel cenę na pół.
Widać, że nie spali na lekcjach matematyki, po podzielili. Dokładnie na pół.
Za licencję nie zapłaciliśmy NIC! Tylko koszty techniczne i koszt kabiny.
I w ten sposób pierwszy raz w dziejach Telewizji Polskie, ze Szczecina, z ośrodka ledwie postrzeganego na mapie telewizyjnej Polski ruszyła lawina programów sportowych.
Zaczęła zawiązywać się pewna nieformalna grupa. Londyński Zone oraz Bright Star, który dostarczył nam całą aparaturę antenową i elektronikę do transmisji satelitarnych, węgierski TWI oraz my, to znaczy ja z Niedziałkowskiego 24, koledzy z techniki – Marek Drobny i Mietek Jasicki, kierowniczka produkcji, chyba wtedy już była to Danusia Fałat. I koledzy zmianowi z realizacji i magnetowidów. Szczecińscy superbowlowcy. To była wiosna 1992 roku.
Nikogo ani jednej osoby ze starego zespołu Telewizji Szczecin nie dało się uprosić, ubłagać o pomoc i włączenie się do wielkiego renesansu tej stacyjki. Takiej wiaty telewizyjnej. Wkrótce przekonałem się, że w gruncie rzeczy nie udałoby się ich wykorzystać ze względu na betonową przeponę, uniemożliwiającą im rozwój, uprawianie nowej telewizji, polegającej na nieograniczonym i niczym nie limitowanym czasie pracy oraz zwykłej, elementarnej ochocie by się uczyć.
Z jednym wyjątkiem. To Piotr Baranowski. Może on lepiej pamięta naszą rozmowę, gdy pokazałem mu katalog TWI, to jedno zapamiętałem.
– Tu masz cotygodniowy przegląd najciekawszych, choć nie zawsze największych imprez sportowych na świecie. Wiesz, taka koszykówka w Nepalu grana strusimi jajami.
Piotr uchodził od dawna przede wszystkim za komentatora piłki kopanej. Ale potwierdziła się oczywista teza – prawdziwy kibic interesuje się – po prostu – sportem.
Trans World Sport był wtedy w nie do końca wyklutej z jaja Siódemki jedną z najbardziej atrakcyjnych pozycji programowych. Przypominam Państwu czołówkę jednego z tych magazynów.
Proszę Państwa. Umieszczenie na antenie ogólnopolskiej transmisji wszystkich finałów Wimbledonu, a do tego – uzyskanie prawa do wykorzystania wszystkich innych pojedynków dostarczyła nam tyle materiałów, które mogliśmy w Szczecinie redagować, montować, wcinać w inne nasze programy o tematyce sportowej. Węgrzy w tym dzieleniu na pół uwzględnili oczywiście licencję dla telewizji kablowej. W pakiecie znalazły się sylwetki zawodników, historia turnieju (bardzo dobry film dokumentalny).
Aby ten materiał umieścić na antenie ogólnopolskiej trzeba było coś z niej zrzucić.
Nie ma innego wariantu.
I wtedy pojawił się pierwszy raz głos niezadowolenia.
Któregoś dnia musiałem uzgodnić jakieś kwestie przekazu materiału do Warszawy.
– Rozpychasz się, Mareczku – syknął mój dobry kolega z koordynacji warszawskiej. – A co ja zrobię z tymi programami, które przez ciebie spadną mi z anteny? Ty wiesz, że ja tu mam matki w ciąży i matki karmiące? Jak ich programy nie pójdą do emisji, one nie dostaną honorariów,
Hm… Dziś trochę żartuję i patrzę na te przepalanki słowne z przymrużeniem oka, ale wtedy mogłem jedynie odpowiedzieć wymijająco.
– Dobry pretekst, aby założyć żłobek radio-komitetowy.
I Wimbledon poszedł.
Oczywiście Węgrzy zagwarantowali kabinę komentatorską na korcie. Mieliśmy więc komentarz własny, jak każda profesjonalna, poważna telewizja w Europie tam, na miejscu, z możliwością rozmowy z zawodnikami a nie – jak dotychczas – z komentowanie obrazu z monitora, w kapciach i przy wystygłej herbacie. W kabinie lektorskiej na Woronicza.
To wykupienie stanowisk komentatorskich było bardzo istotnym atutem. Każdy obiekt sportowy, każda impreza ma ograniczoną ilość akredytacji. Nie pieniądze tu się liczyły. Często sponsorzy mieli wpływ na przebieg tych imprez, a ci najwięksi mieli określone wymagania reklamowe i promocyjne.
– Kto będzie transmitował tegoroczny Wimbledon?
– Oczywiście GB, RFN, France, o! Kanał 7 ze Szczecina, Rai Sport, Szwecja i Norwegia.
Proszę? Nie, to nie jest żart, choć brzmi jak anegdota. Na jednym wydechu byliśmy wtedy w świecie wymieniani w szeregu z innymi największymi telewizjami.
Taką Państwo telewizję w Szczecinie mieli wtedy, po przemianach 1989 roku.
Pora do przemian tych wrócić. Jest okazja. Zbliża się czerwiec.
A dziś? Tak, wiem, jest w Szczecinie telewizja. Kiedyś się mówiło – radyjko na bateryjkę…
A o Idze Świątek nie zapomniałem.
Wyrosła w kraju, który transmitował Wimbledon, Rolland Garros, Australia Open. To nie mogło nie mieć wpływu na postrzeganie tej dyscypliny sportu w kraju, w którym przed moją inicjatywą nie było takich transmisji. Były wyniki, były relacje, były komentarze.
Prawdziwe zachłyśniecie się tymi turniejami przygotowaliśmy w Szczecinie.
Add Comment