Ukazał się 61 już (!) numer „Gabita”, nieregularnika Teatru Pleciuga w Szczecinie.
Dwa razy w sezonie teatralnym pismo dokumentuje, recenzuje, omawia dokonania teatru, ale przede wszystkim – uzupełnia i prowadzi dyskusję o problemach i sprawach prezentowanych na scenie.
Nie ma w Polsce czasopisma, które byłoby wydawane i poświęcone jednemu teatrowi, w całości wypełnione materiałami opracowanymi przez kilku- i nastoletnich redaktorów.
– Pismo ukazuje się od 1998 roku, ale od 2021 to nasi widzowie decydują o treści i dziennikarskim kształcie Gabita – mówi Tomasz Lewandowski, dyrektor teatru.
– W gronie redakcyjnym spotykamy się raz w tygodniu. Planujemy kształt kolejnego numeru, przygotowujemy się do wywiadów z artystami i twórcami przedstawień, recenzujemy spektakle, wymyślamy gry i zabawy nawiązujące do poszczególnych pozycji repertuarowych. Młodzi redaktorzy mają istotny wpływ na kształt graficzny pisma – dodaje kierowniczka literacka Pleciugi, Magdalena Mrozińska. – Ich rysunki pojawiają się nie tylko na okładkach gazety.
– A to właśnie ostatnie numery Gabita… – Anna Kaczmarczyk z Organizacji Widowni i szefowa marketingu położyła na stole niezwykle barwne okładki pisma. Z rysunkami córki pani Anny.
Na parkingu przed teatrem siedziałem w aucie ponad godzinę. Nie ze względu na jakąś awarię. Byłem oczarowany treścią, szatą graficzną, pomysłem „inscenizacyjnym” pisma. To zasługa Piotr Kryka ze szczecińskiego studia graficznego RARAKU. Ten numer odnotowuje 70 lecie Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie.
Pytania do rozmówców są klarowne i celne, a odpowiedzi angażują wyobraźnię czytelnika. Lektura da się porównać do testów i sprawdzianów na oryginalność, bezpretensjonalność, odkrywczość, nietuzinkowość i przede wszystkim – szczerość wypełniającą publikowane treści. Tę gazetę się czyta! Ale także ogląda jak wystawę dzieł stworzonych w zapełnienie nieznanym dotychczas stylu – bazującym na spontaniczności i odwadze w zestawianiu środków wyrazu, do czego zdolna jest wyobraźnia wyłącznie młodego człowieka.
Dodatkowym atutem nieregularnika są gry planszowe, strategiczne i intelektualne, oryginalne, opracowywane przez młodzieżowy zespół redakcyjny.
Osobną kategorię materiałów tworzą prowokacje intelektualne, wobec których bledną najtrudniejsze krzyżówki. Przykład? Proszę, aby każdy z Państwa, korzystając ze wszystkich atlasów i encyklopedii, po wykuciu na pamięć nazw państw i stolic, rzek i pasm górskich, mórz i przylądków wymyślił i umieścił na przestrzennej mapie naszego świata jakieś nowe państwa, scharakteryzował i opisał ich odrębność oraz specyfikę, podał podstawy konstytucji i normy regulujące życie społeczne w tych krajach.
Redaktorzy Gabita tworzą nowe kontynenty i regiony z łatwością graniczącą z grą w klasy.
W pierwszej chwili pomyślałem, że może uda mi się, po kumotersku, załatwić wizę wjazdową do Kanaryjkowa, zlokalizowanego na chmurze nad wyspą Gran Kanaria, albo do Dragolandii, zagubionej na środku Morza Spokojnego (nie mylić z oceanem), do której można wkroczyć śpiewając smoczą pieśń, bo ta wywołuje wir wodny odsłaniający bramę wejściową. Ale zdecydowałem się na SSŚ – SuperSzybki Świat, zlokalizowany w kraterze na Islandii. Niestety, ponieważ w krainie SSŚ czas płynie dwa razy szybciej niż w naszym świcie, nie zdążyłem się spakować, pozałatwiać różne sprawy… Może więc – pomyślałem – wyskoczę do Doliny Trzech Księżyców? Każdy symbolizuje odpowiednio: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; można się w niej – jak informuje Gabit – dowolnie przenosić do różnych wymiarów za pomocą teleportacji. Super! Ale zapał mój osłabł na myśl, że Dolina Przeszłości będzie przeludniona, bo każdy „stalaktyt”, taki jak ja marzy o tym, żeby tam trafić, by znów biegać w krótkich spodenkach, po łące pełnej stokrotek, a przede wszystkim trzymając się za ręce – kręcić się w kółko z Elą, która miała dwa warkocze, ale kokardę tylko na jednym…. Och, Elka, Elka…
Cóż za emocje!
Już, już miałem ruszać z parkingu, już uruchomiłem silnik, ale coś mnie podkusiło, żeby rzucić okiem na poprzedni numer. No… i silnik zgasł sam, ręczny hamulec z zaciekawienia treścią tego numeru Gabita zacisnął szczęki kół tak mocno jak nigdy wcześniej. Bo oto przeczytałem materiał o tym, jak dzieci niewidome tłumaczą kolegom widzącym, z czym tym pierwszym kojarzą się kolory? Inaczej mówiąc: jak dzieci niewidome „widzą” i rozpoznają kolory. Dziecko, które nie wie, jak wygląda czerwień, opisuje jakie w jego wyobraźni wrażenia wywołuje przedmiot w tym kolorze. Posługuje się w swoim opisie wrażeniami znanymi z dotyku, faktury, wagi, kształtu czy temperatury, rejestrowanymi przez zmysły inne niż wzrok.
Biały – smakuje jak ptasie mleczko, a brzmi jak śnieg lub kołysanka. Czarny pachnie jak węgiel i czekolada, a smakuje jak cukier z anyżem natomiast brzmi jak noc, metal i bęben. Z kolei zielony: smakuje jak szpinak, brzmi jak wiosna, a w dotyku przypomina trawę. Wreszcie żółty… To cytryna i mlecz, to ser żółty i jajecznica, brzmi jak słońce i radość, a w dotyku budzi wrażenia takie jak piasek i pisklę.
Każdy numer jest ściśle związany z repertuarem teatru. W każdym – są wywiady z twórcami, autorami, aktorami i reżyserami.
– Gdyby mógł się pan cofnąć w czasie, co by pan sobie powiedział w sytuacji kryzysowej? – pytał młody reporter Tomasza Lewandowskiego.
– Zawsze po burzy i deszczu wychodzi słońce. Nie martw się, będzie dobrze! – odpowiedział dyrektor Pleciugi.
Było to chyba w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku. Namiętnie zgłębiałem sztukę iluzji. Jeździłem na światowe kongresy iluzjonistów. W Karlowych Warach czułem się jak w jaskini czarodzieja. Lecz dopiero na kongresie w Łodzi, dzięki pomocy Mirosława Kowalskiego, niezrównanego, szczecińskiego trenera ptaków dla prestidigitatorów, udało mi się zrealizować radiowy reportaż o Salvano, najsłynniejszym iluzjoniście świata, łodzianinie, który całe życie spędził poza Polską. Tworzył spektakle oceniane przez specjalistów wyżej niż pokazy Davida Copperfielda czy Siegfrieda i Roya.
W pewnym momencie rozmowy podszedł do nas chłopiec.
– Czy będzie pan jeszcze czarował?
– Ależ oczywiście, po to tu jestem.
Chłopiec ujął dłoń artysty i poszli na scenę. Widzowie wychodzili właśnie rozemocjonowani tym, co przed chwilą widzieli. Wszyscy nagle zatrzymali się w pół kroku. Salvano stanął naprzeciwko chłopca i zaczął swoje czary.
– W tej pracy jest wiele cudownych i fantastycznych momentów, ale takie jak ten, którego był pan świadkiem – są najpiękniejsze. Nigdy, żadne dziecko nie zapytało mnie: a jak pan to robi? Nigdy też żaden dorosły nie potrafił zapytać o cokolwiek innego niż właśnie o to, jak ja to robię? Oto różnica. A ja chcę, aby dzięki mojej sztuce ludzie przeżywali bajkę.
Żyć i przeżywać bajkę – piękne motto.
W kolejnym numerze Gabita – w odniesieniu do spektaklu „Perfekt i Ambaras” – redakcja gazety przeprowadziła kolejny eksperyment. Autorka scenariusza tej sztuki posłużyła się w tekście wieloma neologizmami. Imiona bohaterów podkreślały główne cechy ich charakterów. Per analogiam – czytelnicy i redaktorzy Gabita stworzyli swoją galerię neologizmów, tu określanych mianem gabicizmów.
Bateriować – ładować.
Zawiązówki – sznurówki
Gazazaza – woda gazowana
Odchęcać – zniechęcać
Senośpiór – łóżko
Gumieniec – żelek
Głowonosz – kapelusz
Żarpstryk – włącznik światła
Wodobus – łódka
Lupoksy – okulary
Tortir – pociąg.
W rozmowach z reżyserami i dramaturgami – młodzi redaktorzy chcą wiedzieć, kto może zostać autorem, jak powstają sztuki teatralne, co warunkuje zarządzanie wyobraźnią?
Pytania zdecydowanie konkretne, celowe, proste a co za tym idzie – najtrudniejsze do odpowiedzi.
Właśnie, te pytania…
Na każde z nich można oczywiście odpowiedzieć pokrętnie lub wymijająco. Ale nigdy, jeśli wypływają one ze strony osoby rzeczywiście zainteresowanej odpowiedzią.
Redaktor Nina Tomaszewska (lat 14) zapytała Marcina Szczygielskiego, autora największego hitu w obecnym repertuarze Pleciugi – „Teatru niewidzialnych dzieci” (rzecz odwołująca się do stanu wojennego w Polsce i po roku 1981).
– Co skłoniło pana do napisania pierwszej książki?
– Marzenie o tym, żeby zostać pisarzem. Od bardzo wczesnego dzieciństwa uważałem, że zawód pisarza to najlepsza rzecz, jaka się może zdarzyć człowiekowi. (…)
– A kto dzisiaj jest Pana autorytetem?
– Na pewno moja mama. Gdyby nie ona, nie pokochałbym tak mocno książek, a już na pewno nie zostałbym pisarzem.
Budowanie wzorców osobowych, definiowanie celów, wskazywanie dróg, podpowiadanie rozwiązań, ujawnianie marzeń i sekretów na życie spełnione. Oto misja.
Język artykułów jest tutaj klarowny i wolny od podtekstów. Dociekliwość podsuwająca pomysły na kolejne rozmowy podsycana wyobraźnią, która nie jest jeszcze zdolna domknąć wizji, postawić kropki. Dlatego wsparcie i utwierdzenie w poszukiwaniach ze strony dorosłych jest dla gabitowców tak bardzo inspirujące.
Gabit, finansowany przez Miasto Szczecin przy wsparciu władz Pomorza Zachodniego jest pismem bezcennym a zarazem – bezpłatnym! Znajdą je Państwo w foyer Teatru Lalek Pleciuga przed każdym spektaklem. Wersję elektroniczną pisma można ściągnąć ze strony Pleciugi. Najnowszy numer, ten jubileuszowy, nawiązujący do 70 urodzin teatru wydano w nakładzie 15 tysięcy egzemplarzy.
W osiedlowym saloniku prasowym sięgnąłem po kilka tytułów. Specjalistyczne tygodniki i miesięczniki wydawane są w nakładach 1000-1500 egzemplarzy. Kosztują ponad dwadzieścia złotych. Sprzedają się? Hm…
– Poza sezonem wszystkie odsyłamy – usłyszałem w saloniku w Międzyzdrojach.
– A w sezonie?
– Prawie wszystkie…
W Warszawie działa „Gazeta Dzieci”. Jest to projekt realizowany w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, zapoczątkowany przez Jaśminę Wójcik. Treści nadsyłają tam dzieci z całej Polski (głównie ze stolicy), zbiera je Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą. Ta gazeta jest dystrybuowana m.in. w Teatrze Guliwer.
Nie byłoby Gabitu, gdyby nie Pleciuga.
Ten teatr wykazuje się ogromną skutecznością w pozyskiwaniu zewnętrznych środków (granty, sponsorzy), dzięki którym wciąż udoskonala ofertę repertuarową i edukacyjną.
– Dbamy o jasność i czytelność naszych przedstawień – mówi Magda Mrozińska, kierowniczka literacka teatru. – Większość spektakli opatrzyliśmy audiodeskrypcją, regularnie odbywają się też pokazy z tłumaczeniem na Polski Język Migowy, zamontowaliśmy m.in. ,,totu pointy”, które ułatwiają komunikację osobom niewidomym i niedowidzącym. W repertuarze mamy dużo pozycji z muzyką na żywo, stanowiącą nie tylko wartość dodaną do odbioru spektaklu, ale też edukację muzyczną na najwyższym poziomie. Nie boimy się tematów trudnych, zaangażowanych społecznie, w dużym stopniu otworzyliśmy się na widza młodzieżowego. Tym samym gramy dla wszystkich grup wiekowych – od najnajów do dorosłych. Mamy jedną z najbardziej rozwiniętych infrastruktur pośród teatrów lalek w Polsce. Jesteśmy usytuowani w nowoczesnej, stosunkowo młodej siedzibie (otwartej w 2009 roku). Artystycznie równamy do poziomu zespołów takich jak m.in. Wrocławski Teatr Lalek, Białostocki Teatr Lalek (świetne zespoły, wysokie dofinansowania, długa tradycja, związana z obecnością ośrodków akademickich z wydziałami lalkarskimi w tych miastach), Opolski Teatr Lalki i Aktora (organizują Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalek – jedno z najstarszych i najważniejszych wydarzeń lalkarskich w Polsce).
Do czołówki teatrów zwróconych w stronę młodych widzów należy Teatr Arlekin w Łodzi, Teatr Animacji w Poznaniu, Teatr Miniatura w Gdańsku. W ostatnich latach prężnie rozwija się Teatr Maska w Rzeszowie. Teatr im. Andersena w Lublinie ma wyjątkowo młody, sprawny zespół. Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu organizuje Festiwal Małych Prapremier, który jest dużym wydarzeniem środowiskowym. Tak naprawdę w każdym z teatrów lalkowych w Polsce można znaleźć repertuarową perełkę. Teatry się „sieciują”, rozmawiają o rozwiązaniach, często wchodzą w koprodukcje. Inną kwestią są grupy niezależne, kolektywy twórcze, które nie ustępują instytucjonalnym teatrom. Na uwagę zasługuje tu m.in. Grupa Coincidentia, Analog Collective, Teatr PAPAHEMA. Spod ich skrzydeł wyszły świetne, nagradzane produkcje.
Inżynierowie wyobraźni…
Nawet jeśli dorosłe życie nigdy więcej już kogoś nie zaprowadzi na teatralną widownię, to w pamięci każdego z nas żyć będą oglądane w dzieciństwie spektakle lalkowe, kukiełkowe, kolorowe i rozśpiewane. Z bohaterami zyskującymi sympatię dzieciarni, sytuacjami pouczającymi, z wrażeniami, których temperatura nigdy nie słabnie.
Gabit dokumentuje te chwile, utrwala emocje. A czytany po latach – będzie jak łódź ratunkowa, którą zawsze dopłyniemy do chwil beztroskich i szczęśliwych.
Uratuje nas, dorosłych i pozwoli wrócić do krainy lat niesłusznie minionych!
Add Comment