Wypożyczalnia kanarków

10.10.2022

Wypożyczalnia kanarków

Jakoś chłodno się zrobiło.

Od tej ziemskiej szarzyzny niebo też się postrzępiło.

Gdzieś wysoko, nad domem, gdzie opary z komina pewnie już nie docierają, puchnie rejwach dzikiego ptactwa. Ani ci on ładny, ani wart odnotowania. Co mi do ich przekomarzanek. Dokąd, którędy, jak wysoko, a może jeszcze nie teraz, kogo brakuje?… Przewodzą dzikie gęsi. Ich skrzeczliwy głos wbija się pod poszewkę mózgu, już zimową. Za tydzień, dwa wyjmę te baranie skarpety… Uhm… I gdyby nie ta wilgoć… Brrrrr….

Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem.

Było jak zawsze. Imbryk na 79 stopni, zielone listki w sitku imbryczka, w lewej garści kilka tabletek potwierdzających, że dbam o siebie i kieszeń farmaceutów. Może dorzucę dziś jogurt z płatkami? Kupiłem nowe. Mieszanka egzotyczna. Dobrze… Która to już godzina? O, po ósmej… A tyle mam jeszcze do zrobienia.

Ze zdziwieniem zauważyłem, że pilot od telewizora leżał na fotelu. A to niby dlaczego? Sięgnąłem, by przenieść go na stolik i… zupełnie niechcący, wcisnąłem czerwony guzik. Nigdy o tej porze tego nie robię!

Wieczorne wydanie głównych wiadomości kanału ARD. Ukraina. Prezydent w zielonym fotelu. Ochrońcie nasze niebo. Nic innego nie jest tak ważne. Ruiny, roztrzaskany wielopiętrowy dom mieszkalny, wystraszeni ludzie, inni z tobołkami, w półbiegu, szukają schronu… pod ziemią. Hm… Żeby przeżyć trzeba się zakopać…

Moderator uśmiecha się, żegna z widzami, życzy im miłego wieczoru i zaprasza na film…

Poniedziałek, myślę, zawsze oglądaliśmy teatr…

Przysiadam. Film oparty na faktach. Liebermann, Liebermann… Tak, Max Liebermann. Niemiecki malarz żydowskiego pochodzenia. Pamiętam jego „Kobiety skubiące gęsi”. Uczeń m.in. Courbeta, którego „Pochodzenie świata” paraliżowało zmysły, gdy próbowałem sprawdzić, jak głęboko jestem w stanie wciągnąć w siebie zapach farb olejnych, schnących na sztywnym płótnie naciągniętym na własnoręcznie zrobionym blejtramie… Sława Berlina, człowiek szanowany, honorowany, ambasador w Japonii, pełen godności i krytycznego stosunku do życia. Jego prace były wysoko cenione. On kochał swoją żonę, Marthę. To ona, jak wyznał u schyłku losu, wręczając jej rodowy pierścionek, nadała sens całemu jego życiu.

Malarze… Spoglądam na regał biblioteki… Hm… Ilu z tych zgromadzonych biografii jeszcze nie przeczytałem?

Oglądam film.

Herbata nietknięta, tabletki też wystygły, a prawda tej fabularyzowanej, ale prawdziwej opowieści kładzie się wszystkimi kolorami koszmaru na płótnie współczesnego świata.

Martha, w jej roli Thekla Carola Wied…

Czy tę rolę można było zagrać? Tak, ale prościej było znaleźć aktorkę, która potrafiłaby inkarnować się w tę postać. A to zadanie wręcz niewykonalne. Bo być Marthą Liebermann, to znaczyło przeżywać to, co stało się udziałem tamtej kobiety. Operator kamery jako pierwszy się o tym przekonał. Swoimi zdjęciami udowodnił, że pani Wied stworzyła kreację, płacąc za to doświadczenie wysoką cenę. Po nakręceniu filmu stwierdziła, że odchodzi z aktorstwa. Ten film zwieńczył jej karierę. Był tak ogromnym wyzwaniem, że na większe liczyć już nie chce… I chyba się nie zdobędzie.

Patrzę na jej twarz, na mimikę, gesty. Wyczuwam fascynację operatora, który tak portretuje każdą emocję, jakby chciał ujawnić najmniejszy choćby fałsz w reakcjach i gestach. Nie znalazł go.

Reżyser portretował… godność. Każdy wyraz twarzy Marthy Liebermann, to jak element w galerii kamieni. Ból i wyniosłość, pewność siebie i bezczelność… Ta – rozumiana jako poziom, poniżej którego człowiek kulturalny zejść nie może. Martha była osobą o wrażliwości ukształtowanej przez pokolenia. Przez literaturę, muzykę, malarstwo i rzeźbę. Przez znajomość języków, podróże, politykę i religię. A nade wszystko budowała siebie na fundamencie niepodważalnych norm i zasad w pojmowaniu prawa, obowiązku, rzetelności i uczciwości.

Oglądam ten film a w oczach mam te migawki z Ukrainy. Czasy i sytuacje nakładają się na siebie. Inna sceneria, odmienne atrybuty, ale… ale triumf podłości ten sam, wiwatujący ruinami i krwią z dłoni spętanych drutem. Agresja nie znajduje żadnego usprawiedliwienia. Ale też nikt w gruncie rzeczy się jej nie przeciwstawia. Jestem w błędzie? To dlaczego dalej, w środku nocy padają tam na uśpione domy wielotonowe bomby i rakiety? Wszędzie i gdziekolwiek. W imię czego?

Hm… Lektor życzył miłego wieczoru…

Na ekranie młody gestapowiec. Inteligentny, przebiegły, bezwzględny, kulturalny, żądny władzy i władzę posiadający. Kochający ojciec… Pewnie także troskliwy mąż. A jego oczy zdolne byłyby zahipnotyzować kobrę…

– Albo powie mi pani teraz, kto pomaga pani w wyjeździe do Szwajcarii, albo pojutrze, ósma rano, dworzec i jedzie pani do obozu koncentracyjnego. Theresienstadt.

On nie musiał bić, łamać rąk, przystawiać pistolet do skroni. Nie lżył, nie opluwał, nie masakrował. Do córeczki dzwonił, życząc jej miłych snów i obiecując, że rano przeczyta jej jakąś bajkę… Człowiek-symbol ówczesnej, nowej ery, idealny, nieskazitelny, rasowo czysty, z prawem klasyfikowania innych… Elokwentny, wykształcony, wytrawny mówca, intrygant. Miła twarz, maniery, a pod powieką? Ktoś z niemieckich znajomych powiedział mi kiedyś – verkörpertes Böses – zło wcielone.

Oczywiście musiał raz czy nawet kilka razy pokazać, że jest wzorowym hitlerowcem! Była broń wymierzona w głowę, było drżenie ręki, krzyki i… bezradność w postaci jakże groteskowej. To gestapowskie teatrum na Marcie nie robiło żadnego wrażenia.

– Ja zdecyduję, kiedy Żyd będzie mógł umrzeć. Ja!

Patrzę w twarz aktora… Czy ta rola wymagała równie wielkiej mądrości życiowej jak ta, kreowana przez panią Wied?

Widzę obrazy sprzed półgodziny… Ukraińska dziewczyna z pyłem rozbitej ściany we włosach, jakiś mężczyzna z wyciągniętymi do kamery, spracowanymi i drążymy rękoma: nic nie ocalało…

Inny wątek filmu. Para homoseksualistów… Jeden z nich jest ekspertem i rzeczoznawcą w zakresie malarstwa. Na polecenie gestapo sprawdzał, czy kolekcja obrazów Maxa Liebermanna nie została uszczuplona, sprzedana a wspaniałe oryginały – zastąpiono kopiami? Nazistom bardzo na tej kolekcji zależało. Ekspert zauważył od razu dwa falsyfikaty. Dwa najważniejsze płótna to kopie, z świeżą jeszcze farbą.

– Nie zdradzę pani, jeśli pomoże mi pani ocalić pewnego młodego człowieka, artystę, niezwykle utalentowanego. Pani wie, że ja dobrze się na tym znam.

Martha Liebermann odmawia. Nie złamie prawa.

– Ale to prawo ustanowili przestępcy! – woła mężczyzna tracący ostatnią w jego mniemaniu szansę na uratowanie kochanka.

Ta jednak okazała się być przedostatnią. Zadenuncjował Marthę Liebermann. Otrzymał od gestapowca polecenie zdemaskowania grupy przygotowującej ucieczkę Żydówki. W ten sposób ocalił partnera. Ten, poznawszy cenę swojego życia, strzelił sobie w skroń.

Ot, jeden z wątków, taka zwykła, historia w – chciałby się powiedzieć – niezwykłym czasie.

Czas…

Mann pisał w Czarodziejskiej górze o czasie… Czym jest? Tajemnicą – bo jest nierealny, a wszechpotężny. Jest warunkiem zjawiskowego świata…

Warunkiem… Zjawiskowego świata, czyli – jakiego?…

Wielkie słowa. Niepojmowalne terminy. A sekunda za sekundą zbliża nas do końca czasu, życia, niezależnie od stopnia jego zjawiskowości… Za życie człowiek odda wszystko. Doczesne. Choć niewzruszenie twierdzi i robi wszystko, by osiągnąć życie wieczne.

Dyskusje o niczym. Bezprzedmiotowe i niczemu nie służące. Takie pozory, zamiast kurtyny, która mogłaby osłonić naszą bezradność w zrozumieniu sensu i celu powołania nas lub naszego w naszej postaci życia.

Phi… Sam popadam w tę stylistykę. Skutek nałogu wiedzy…

Pani Liebermann rozumie swoją sytuację. Wie, że plan jej ucieczki do Szwajcarii jest nierealny. Prostszy będzie ten, który uwolni ją od… życia. Przedawkowała leki. Gestapowiec wpada w furię. Każe ratować kobietę. Lekarz nie robi żadnych nadziei.

– Ona nie może umrzeć!

Napisy końcowe i już – jak to w każdej telewizji – zapowiedź skrótu wiadomości, i za chwilę publicystyka – Iran, dramatyczna sytuacja kobiet i narastające wrzenie społeczne… Ot, normalna rzeczywistość… telewizyjna. Bo to telewizor jest głównym organizatorem i animatorem życia miliardów ludzi.

Herbata już całkiem zimna, wystygły też tabletki, zza kręgu nikłego światła wyłaniają się granice chyba jednak depresji…

Dziś 10 października 2022 roku, dzień zemsty Putina na miastach ukraińskich za atak na most kerczeński… Dziś niemieccy telewidzowie na półtorej godziny wracają do drugiej wojny światowej.  Tu, w Ukrainie i wtedy w wymiarze światowym – celem jednego, podkreślam – jednego człowieka jest unicestwienie całych narodów.

Doskonale wiem, jak powstaje ramówka telewizyjna, wiem, że zmiana repertuaru filmowego w telewizji wobec bieżących wydarzeń nie jest zabiegiem prostym, ale też nie jest czymś niemożliwym. Chyba, że żyjemy w świecie, w którym wartości takie jak życie ludzkie waży się na tej samej targowej szalce co ziemniaki. Nikt z powodu mostu kerczeńskiego nie zmieni filmu zaplanowanego do emisji w porze największej oglądalności! A reklamy? A zobowiązania? A w końcu – ten most – to nie moja sprawa!

Przypominam sobie… Wieczór, dochodzi dwudziesta. Jadę autem, gdzieś w Polsce. 1993, może 1994 rok. Telefon. To pan Tomasz, zastępujący dziś w sprawach programowych prezesa.

– Panie Marku, chcę powiedzieć, że podjąłem decyzję o zmianie filmu, który był zaplanowany na 20.00. A to w zawiązku z dzisiejszymi wydarzeniami. Ten film nie pasował do atmosfery dnia. Muszę panu powiedzieć, że to niezwykłe uczucie decydować o tym, co ludzie będą w całej Polsce o godzinie 20.00 w Jedynce oglądali…

Dziś telewizja wykracza poza południki i równoleżniki, nakłada na nasze życie inny… knebel moralny.

Magia i moc telewizji. Art Buchwald, tak, to zapewne on w jednym ze swoich felietonów przedstawił wyniki badań na temat znaczenia telewizji w życiu Amerykanina. Na pytanie: jaki dzień uznałbyś za najszczęśliwszy w swoim życiu – najwięcej osób odpowiedziało: ten, w którym wystąpiłbym w telewizji.

Ten sam Art Buchwald, którego felietony są perełkami kunsztu warsztatu dziennikarskiego twierdził, że oczekiwanie na śmierć to najlepszy okres w jego życiu.

We wtorek sprawdziłem oglądalność filmu o pani Liebermann.

Primetime:

– ZDF (drugi niemiecki program krajowy): 5,37 mln widzów obejrzało odcinek serialu kryminalnego ZDF „Nachtschicht”.

– ARD – najpierw dziesięciominutowy „Focus” poświęcony wojnie w Ukrainie, nadany zaraz po głównym wydaniu „Tagesschau” (5,42 mln widzów) obejrzało 4,1 mln widzów. Film Zieglera „Martha Liebermann – Ein gestohlenes Leben” nagrodzony w czerwcu 2022 dwiema The Golden Nymph Awards w Monte Carlo, zatrzymał przy odbiornikach 2,7 mln widzów.

Zazwyczaj, o tej porze publiczną telewizję niemiecką ogląda 7-10 mln widzów.

W tych programach i o tej porze nie ma reklam….

Dlaczego milczę? Bo… bo…

OK, powiem… Od zawsze dręczy mnie ta kwestia…

Bo o czym był ten film?

Dlaczego powstał?

Spoglądam na termometr – w pokoju prawie 19 stopni. Ten za oknem – potwierdza 12 stopni. Bezwietrzna i niemal bezchmurna noc, bliżej północy a coraz dalej od jakiejkolwiek kojącej myśli. Wychodzę na ganek. Są… Ciągle krążą nad domem i bez przerwy debatują. Żurawie, czaple, bociany, łabędzie… No i gęsi…

W szybie okna odbija się ekran telewizora. Iran. Protesty, tłumy, uniesione w górę setki rąk…

Nie wiem, czy ptaki widzą te zdjęcia? Może tam właśnie się wybierały?

Kiedyś miałem kanarka. Kasia. Żółto seledynowa. Żadna tam paniusia. Ot, klasyczna bestia dla iluzjonistów, wyszkolona przez pana Mirosława Kowalskiego. Uwielbiała zupę pomidorową. Gdy pierwsza chochla napełniała talerz, Kasia lotem koszącym pędziła przez całe mieszkanie, żeby się w tej zupie… wykąpać. Nie w ogórkowej czy rosole, tylko w pomidorowej. Potem siadała na moim ramieniu i dziób wycierała w wewnętrzną część mojego ucha. Jeśli jej nie pogłaskałem – dziobała do krwi… Ot, takie typowe relacje, damsko-męskie…

Kasia nie pozwalała na nic innego jak tylko zajmowanie się jej potrzebami. Kolejna i jakże ważna pasja w jej życiu polegała na zsuwaniu się po wówczas długiej mojej grzywce, w zwisie do góry łapkami i całowania mnie w usta. Na punkcie takich karesów miała fioła. Kilka razy próbowała wersji ekstremalnej tej swojej dewiacji. Lądowała na łysinie maestro Waleriana Pawłowskiego, który uwielbiał pierwsze automaty-symulatory bolidów formuły „1”. A dwa takie przywiozłem kiedyś ze świata Piotrusiowi, wtedy może trzylatkowi? Kasia, jak Superman albo inny Kapitan Ameryka splatała zdecydowanie ostatnie i pojedyncze włosy dyrygenta i próbując całuśników dogórynożnych, zazwyczaj waliła się bez wdzięku mistrzowi na kolana. Strzelała wtedy focha i wracała na narożnik szafy bibliotecznej, gdzie z zapamiętaniem odgryzała nowe liście z dorodnego fikusa.

Kasia…

Szkoda, że dziś, w mojej wsi nie ma wypożyczalni… kanarków. Na wieczór, taki jak dziś, brałbym sobie do domu jakąś Hermenegildę lub Gertrudę, a każda z nich zapewniłaby mi wieczór pełen emocji, nawet, jeśli miałyby być one równie stresujące jak te niegdyś, z Kasią w roli głównej.

Gdyby takie wypożyczalnie były w każdej wiosce, dzielnicy i stolicy, i gdyby każdy sobie taką Wydrę, Małpę czy Potworę na wieczór wypożyczył, do telewizji wróciłyby wiadomości normalne, o niczym, bez wojennych newsów. Bo takich by nie było! Kasie nie pozwoliłyby zajmować się nikim i niczym innym tylko nimi!

No dobrze, niech ci będzie…

Bo o czym był ten film?

Dlaczego powstał?

Dlaczego tekst ten napisałem?

Ani zgrabny, ani finezyjny, nawet nie felieton.

Bo… Bo znów mi odwagi nie starczyło…

Zacznę od pytania: dlaczego niemiecka telewizja nieustannie i ciągle wraca do przykrych, bolesnych, kompromitujących dla Niemców wydarzeń z przeszłości?

Filmy takie powstają ku przestrodze? Mają wymiar moralitetu? Nie czyń tak, bo to złe, naganne i niegodne człowieka…

Pewnie badacze rynku telewizyjnego zmierzyli, ile razy w ciągu roku, w jakim programie, o której godzinie pojawia się kwestia drugiej wojny światowej z Niemcami jako jej sprawcami? Ile razy i jak często na ekranie widzimy gestapowców? Jak długo trwa ekspozycja ich mundurów, okrzyków, brutalności, operetkowości – jakkolwiek to zabrzmi – ich wojskowego drylu, policyjnego fasonu czy szpiclowskiej bezwzględności?

Następne badanie zapewne wykaże, kto filmy te ogląda? Są to emeryci czy ludzie w wieku Zbawcy? Mężczyźni czy kobiety? Rodziny czy ludzie ich pozbawieni?

Dlaczego – powtórzę – te obrazy tak często się tutaj pojawiają? Ile milionów kosztuje ta produkcja?

Dekadę temu, przez dwa lata mieszkałem w przepięknej willi znanej niemieckiej aktorki, ostatnio występującej w popularnych serialach. Bywało, pukała wieczorem do drzwi, rozmawialiśmy.

– Aktor jest aktorem – tłumaczyła bez przekonania, gdy rozmawialiśmy o sprawach telewizji, show-biznesu. – Teraz gram w serialu medycznym. A nie mam pojęcia o chirurgii. Kiedy dostajesz rolę w filmie o czasach nazistów – grasz, po prostu… tak, jakbyś grał w jakimś kostiumowym obrazie z Hiszpanii czy starożytnej Grecji. Tak myślę.

Siedzieliśmy na tarasie, z którego rozciągał się niezapomniany widokiem na doliny Frankenwaldu. Jeszcze słońce nie zgasło, a pędzące krętymi górskimi drogami auta zostawiały smużkowy ślad na wolno puchnącej, wieczornej mgle… Czyste kino…

Innym razem – podobny temat rozmowy.

– Ale te mundury, te miny… Na całym świecie każdy rozumie okrzyk: hände hoch! Utrwalasz te obrazy. Czy nikt ci nie powiedział, że przestroga jest także formą przypomnienia? Ganiąc taką postawę – nieustannie ją ożywiasz, przypominasz, odwzorowujesz, prezentujesz. Ten czy ów utożsami się z nią, ona mu się spodoba. Będzie stawał przed lustrem, przybierał miny, mrużył oczy, przygryzał wargi… O, tak właśnie, tak robić nie mogę, nie powinienem, to złe, zakazane i mogłoby znów skończyć się fatalnie…

– Gadanie… Teoria spiskowa. Uprzedzenia. Masz lepszą ode mnie pozycje wyjściową do takich poglądów. Ludzie naśladują myszkę Miki i nic z tego faktu nie wynika… – Maria była kobietą bardzo energiczną, typem karabinu maszynowego.

Niedługo później, w autokarze wiozącym międzynarodową grupę uczestników pewnego sympozjum siadłem obok kolegi z Węgier.

– Wiem, że jesteś z Polski – zagadnął.

– A ja od razu rozpoznałem Węgra…

Był to rok bodaj 2012, może 2013. On od razu zaczął narzekać. U nas zamordyzm, zakazy, ograniczenia, cenzura… O, Niemcy, to jest kraj wolny.

– Jak oceniasz mój niemiecki? Sam się uczyłem… – nie krył zadowolenia.

– Ja też, w stanie wojennym – dodałem.

– To tobie też musi się tu podobać? Ja chciałbym tu zamieszkać. Wiesz, ci ludzie, ta kultura.

– Ale ty masz niemniej bogatą i w jakimś sensie dość mocno powiązaną z niemieckojęzyczną częścią Europy. Ja – przeciwnie.

– Ale szef cię lubi…

– Ale on jest Czechem – punktowałem.

– No tak, i tylko od trzydziestu lat tu mieszka. Ale jak widzisz, nasz niemiecki Szwejk dobrze tu funkcjonuje. To nowoczesne społeczeństwo. Otwarte. Dostali dobrą lekcję, przegrali dwie wojny.

– Sądzisz, że przegranie wojny to jest dobra lekcja?

Moja gospodyni była osobą głęboko religijną. Liczyła każdy cent przy podsumowywaniu opłat czynszowych, częstowała zawsze jednym kawałkiem ciasta (wyborne!) i nie tolerowała opóźnień w sobotnim korzystaniu z odkurzacza. Od dziewiątej zero zero, najwyżej przez siedem minut. Dużo i dość.

– Wyszłam za mąż za mężczyznę, który pochodzi z innego kontynentu, jest innego koloru, wychowany w świecie niezwykle odmiennym od mojego. Przepaść. A połączyło nas uczucie. Nasza córka, sam widziałeś – czy spotkałeś kiedyś piękniejszą kobietę? Jak ona mówi po niemiecku! Ja nie mogę wyjść z podziwu! Myślałam, że jej skóra będzie mniej ciemna. Że wymowa będzie nie tak egzaltowana… Wiesz, jak ona czyta Rilkego? A do tego te włosy, jak  Rity Hayword…

Maria mówiła o potrzebie łamania uprzedzeń, o budowaniu społeczeństwa wielokulturowego, podkreślała co powinno być fundamentem współczesnego świata.

– Jutro czwartek, nie zapomnij wystawić pojemnik na śmieci! Zasady! Uzgodnienia! Wystarczy je przestrzegać.

Pogmatwałem wszystko, co?

Tak, jestem smakoszem słowa. Ładnego zdania. Metafora – bardzo proszę, nawet bez bitej śmietany i kobiałki przymiotnikowych truskawek. Myślę też, że wiem, jaką moc sprawczą mają słowa. Są jak dobra wędkarska przynęta. Podobno te białe, bardzo ruchliwe są doskonałe, bo… żerują na zgniłym mięsie… Słowa też muszą z czegoś wyrastać – wrażliwości, uczuciowości, przekonań?

Co można ludziom powiedzieć słowem i obrazem? Jakie stereotypy można tym orężem pokonywać, a jakie wdrukować w podświadomość? Na przykład filmem o Marcie Liebermann.

Może ktoś z Państwa zechce obejrzeć ten film… Uprzedzę. Nie wspomniałem ani słowem o roli Hausfrau… Nie zdziwię się, jeśli tę postać uznają Państwo za rolę… pierwszoplanową w tym filmie. Jestem nawet tego pewny.

Pewien mój znajomy z lustra, po jednej z podobnych dyskusji, wpadł na… pomysł.

– Jest program dla entuzjastów motoryzacji, są kanały dla gospodyń domowych, albo złożone z samych soap oper. Dlaczegóżby nie utworzyć kanału ostrzegawczego? Na przykład kanał antynazistowski. Od rana do rana filmy o hitlerowcach. Wiesz, jakie to byłoby wychowawcze? – prowokował.

Telewizja… Czy rozterki takie byłyby dziś możliwe, gdyby jej nie było?

Ciekawe, ile dziś kosztuje klatka dla kanarka? Jutro wybieram się do miasta. Kiedyś Małe ZOO było przy tej ulicy, która się dziś inaczej nazywa… zaraz, zaraz sobie przypomnę. OK. Znajdę.  No i muszę kupić przecier. Dawno nie robiłem pomidorowej!

Ps. Jeśli będziesz kiedykolwiek szukał odpowiedzi na trudne pytanie, nigdy nie zaglądał w głowę człowiekowi. Tam nic nie znajdziesz.

 

Add Comment