Va, pensiero, sull’ali dorate…

Va, pensiero, sull’ali dorate …

 

Właściwie, to w MATERII życia nic się nie zmienia. NIC i od ZAWSZE. Więc w czym problem, skąd bierze się RÓŻNORODNOŚĆ?

Z koniunkturalizmu. A mówiąc wprost – wszelkimi sposobami sięgać po to, co komu wygodne, potrzebne, niezbędne.

 

Łucznik. Snajper. Koszykarz. Meloman opuszczający ramię swojego gramofonu na nową płytę. Lewandowski strzelający karnego. Mój trzyletni Olo, który odkrywał swego czasu tajemnicę grzebienia i nie rozstawał się z nim przez wiele dni próbując robić sobie przedziałek, nawet, jeśli na głowie miał czapeczkę. A może właśnie wtedy przede wszystkim.

Każdy chce osiągnąć cel.

Najłatwiej i najszybciej wielkie cele osiągamy metodą podaną przez Szekspira – wlać truciznę do ucha wujaszka, mordercy brata, samozwańczego króla, satrapy i człowieka wyzbytego wszelkich zasad oraz hamulców. Najlepiej, jak podpowiada klasyk – podczas snu, w ogrodzie…

Proste. I wyjątkowo skuteczne.

Tenże sam Sir William Szekspir mnoży przykłady osiągania celu przez jego bohaterów, a każdy ze sposobów ma wymiar dla człowieka wręcz uniwersalny, sprawdzający się bez względu na czas i miejsce.

A jakże rozbudowuje swoje utensylia, jak rzeczowo i fachowo dobiera metodę osiągnięcia celu. Ma do tego oddaną bezgranicznie armię popleczników i przyduustników.

Nie ma chyba w kronice ludzkich podłości przypadku, który nie dałby się zakwalifikować do szekspirowskich schematów i wzorców.

 

Hm… a miałem napisać coś o 1 maja… Bo znalazłem zdjęcia…

 

Olo nie chce za żadną cenę założyć rękawic bokserskich. Nie przekonuje go siła ciosu, zwielokrotnienie możliwości pięści uzbrojonej w dwa czerwone fulfony, wydające przy uderzeniu miły niejednemu uchu plaskaty dźwięk, jaki rozlega się przy celnym ciosie w gębę przeciwnika. Ach, co za głębia brzmienia, jaka czystość i naturalność dźwięku… Olo nie dostrzega strategicznych korzyści z kończenia dyskusji w forsowaniu swoich racji poprzez dowalenie przeciwnikowi tak, żeby sie dwa razy nakrył nogami. .

Po kilku próbach zdecydował się (Olo, o nim mówię) zadać treningowej główce kilka ciosów. Ale nagą piąstką. Ta ześlizguje się z celu, nie zamienia energii kinetycznej w siłę. Ale główka treningowa podskakuje. Olo się śmieje do rozpuku. Ja pokazuję mu więc kolejny raz.

– Zobacz, jak przywalisz rękawicą, to główka leci dwa razy dalej. I patrz, i ciach, i raz z tej a teraz z drugiej strony, bach, bach…

Olo śmieje się perliście, ale po dwóch minutach odwraca się na pięcie i wraca do zabawy torem wyścigowym i samochodami, których nazw nie potrafię powtórzyć. Jeszcze mu życie nie stworzyło potrzeby potwierdzenia swojej woli w trybie kategorycznego kończenia licytacji z przeciwnikami.

Powinienem się martwić? Nauczy się jeszcze? Jak sobie poradzi w życiu bez tak elementarnych umiejętności jak podkładanie świni, zdradzieckie ciosy, szczera radość z wybitych zębów czy złamanego nosa interlokutorów?

1 maja. Pamiętam. Po to siadłem przy klawiaturze…

Już… Zaraz, co oni tam robią…. Pani Wałacęgowa znów leży na betonowej otulinie studni. Pręży się, wygina. Pan Wałacęga wolno podchodzi, zatrzymuje się. Przyjmuje postawę myśliciela-tropiciela, uruchamia wewnętrzną szafę grającą z bolerem Ravela, bo ogon zaczyna mu swingować, lekko napuszony i usztywniony. Zbliża się do Wałacęgowej, a ta nie zważa na jego pas’y, prosto z katalogu kaligraficznie pisanych chińskich liter. Zaczyna obwąchiwać partnerkę, zachodzi ją od drugiej strony, głowę trzyma coraz niżej, prezentując wygięty w Złoty Róg swój grzbiet, gdy nagle, niespodziewanie dostaje w ryja od partnerki, która wybijając się równocześnie z czterech łap ląduje po drugiej stronie lolusia kładąc łapkę na jego szyi.

Leżą. Będzie kilka minut. Słoneczko. Lekki wietrzyk, mnóstwo bzyczących owadów. Przedpołudnie 1 maja… A one – koty – jak równy z równym…

Ludzie tak samo. Pan i władca się po-przymila, dostanie w dziób, a na otarcie łez – dodatek do emeryturki. To para nieodzowna. Oprawca i oprawiony. Związek idealny.

Mignęło mi kilka ujęć z sielskich i beztroskich, ale gremialnych scenek z parków i skwerów – temat dnia we wszystkich stacjach tv i portalach. Można… Hamulce poluzowane. Dzieci na rowerkach, pary w dystyngowanie-septyczny sposób w siebie wtulone, roznamiętnione ploteczkami przyjaciółki, i oni, wyprostowani, jak koguty po potrzepaniu piór kroczą alejkami. Ot, majówka… Taka sama jak 10, 50 czy 130 lat temu. Pora roku wymuszająca określone zachowania. Wręcz przymuszająca do nich.

– Life cycle, proszę pana dobrodzieja. Och, Panu to zawsze się wszystko kojarzy, choć tym razem musze powiedzieć, że w jakimś nie tylko słowo podobnym sensie rozumiem pana skojarzenia…

Ludzie muszą wyjść by zaistnieć w święcie wiosny. Strawiński wyraził to kongenialnie w swoim hymnie, poemacie, reportażu, ba! – symfonii żądz i popędów.

Zegar biologiczny wybija godzinę. Nadeszła pora wychodzenia z domów, wdychania hektolitrów wonnych olejków z powietrza. Odpalają po zimowo barchanowej porze nasze wytwórnie feromonów. Kształty wydobyte ze swetrów, kożuszków, czapek i powłóczystych szalików są bezbłędnie rekognizowane przez stabilizatory płciowe.

Tak było, jest i będzie…

W Rzymie, na wyspach Dziewiczych, na Spitsbergenie i na księżycu. Jak już tam zamieszkamy.

Teraz o 1 maja… Przecież po to tu siedzę…

Naiwność? Tak Pan sądzi? Poziom zdemoralizowania moralności jest już nieodwracalny? Fakt… Spacer dozwolony. Łazienki – piękne. Gdyby tak pani pierwsza prezes, uposażona i zaspokojona powiedziała: nic więcej zrobić nie mogę. Ale pójdę na spacer przez łazienki. To, ciekawe, ilu by się z nią tam wybrało? Ale, po co? A jakby poszło wielu, to co z tym zrobić? Ja już mam emerytur ę, nie chcę się szarpać, nic – dla siebie – nie zdobędę więcej ponad to, co mam, więc…

W każdej epoce ten majowy stan osłabienia immunologii ideologicznej był wykorzystywany przez tych, którzy cel swój osiągnąć chcieli we wzmiankowane już wyżej sposoby.

Skoro ludzie wychodzą, to czemu nie uformować ich w pochód? Ludzie się cieszą i manifestują, radują i wyczuwają wyraźną bliskość z innymi – więc niech to wykrzyczą, my tylko podamy ton i wybijemy pierwszy rytm. I poszło!!!!

A czym od pochodu, powiedzmy pierwszomajowego, różni się bojowy szyk? W nim bodźce są jeszcze silniejsze. Zakapior z lewej, chamska morda z prawej, trep betonowy z przodu, a z tylu cała chmara zabijaków takich jak ty. Przed wami – dokładnie identycznie dobrana elita. Żaden nie odpuści. Bo w przeciwnym razie, nie będzie mógł drugiemu zrobić to, co tamten chciały właśnie tobie zaproponować.

Potem psy i kruki nasycą się bez reszty, a na swoich stolcach zasiądą, każdy u siebie lub jeden u drugiego, ci, którzy ten majowy zew i potrzebę zamanifestowania witalności zorganizowali. Witalności, jak żadna inna – miernodajnej…

Okej, okej, już tylko o 1 maja…

Pierwszomajowe pochody… Kokardy, balonki, wojskowa grochówka, szturmówki (no właśnie, skąd ta nazwa?), transparenty. Na trybunach – posiadacze stolców. Siedzą, unoszą dłonie, przyjmują goździki, biją brawa dumnie kroczącym hutnikom, stoczniowcom, pielęgniarkom i szwaczkom. A jak przemówią, to całym zdaniem. Nie musi im zza trybuny jakiś sufler pointę podrzucać.

– Widziałaś? Stał w pierwszym rzędzie, pomachał nam – omdlewająco opadająco rozkosznym głosem mówiła przędzarka do traktorzystki.

I wszyscy byli szczęśliwi, radośni i zadowoleni. Nie miało znaczenia, że raz padał śnieg, innym razem wiał silny wiatr z deszczem, ale bywało też ładnie.

– Pamiętam, dwa lata temu było tak gorąco, a my w tych kombinezonach…

Miód, nie wspomnienia… Jakie to ważne. Byliśmy tu. Dwa lata temu, nic, że gorąco, ale byliśmy, a ty nie.

Wygnańcy Ewy…

Va, pensiero, sull’ali dorate …

Leć, myśli, na złotych skrzydłach;
Leć, odpoczywając na górach i pagórkach,
tam, gdzie powietrze napełnione delikatnością i ciepłem,
słodkim aromatem ojczystej ziemi!

Słynna pieśń… Leć, myśli… Nie czołgi, bombowce czy husaria.

Myśl jest największym orężem?

Leć, gdzie powietrze napełnione delikatnością i ciepłem…

Gdyby gdzieś w kosmosie jakaś nadzwyczajna cywilizacja dopadła człowieka i nie wiedziałaby, że to właśnie człowiek, że jest ci on z ziemi, to 1 maja, po zachowaniu się inkryminowanego ufo-ziemio-ludka natychmiast rozszyfrowaliby pochodzenie osobnika.

I równie szybko zakuliby go w kajdany, popędzili do ciężkiej pracy, za głodową rację. Bo człowiek taki żyje i siłę czerpie z naiwności, z marzeń, ze snu o wolnej ojczyźnie, którą gubi i zdradza, bo inaczej nie miałby o kim marzyć, do kogo tęsknić, kogo uwalniać, wyzwalać i o kim śnić…

Popapraństwo majowe made in Poland. Czysty brylant. Puszysta głupota, utarzany w pierzu idiotyzm. Debilizm emocjonalny.

Iść i zagłosować czy nie iść i zbojkotować.

– No przecież nie będę legitymizował tej farsy! – Te słowa powinno się złotymi literami wypisać na szczycie dwóch wież, które jeszcze nie powstały, choć w jaźni milionów stoją niczym łuk triumfalny lub osikowy kołek w… nie, nie tam, gdzie powinien. A dokładnie, tak, właśnie tam!

Ile trzeba mieć w sobie zgnuśnienia i intelektualnej impotencji, by rozważać takie kwestie?

– Jestem uczciwa i nie będę okradała złodzieja, który z mojego domu wyniósł już wszystko. A na końcu – żonę/męża.

Tak zwana elita zrobi wszystko, by celu swojego nie osiągać. Oburzy się, obfuczy, zasłoni i wytłumaczy.

Dyrygent tamtej orkiestry nie musi nawet batuty wyjmować z futerału. Opozycja zagra tak, jak tylko on zechce. A jeśli wskaże na fałszywą nutę, zrobi szwindelek, przeinaczy, odwróci panią Wałacęgową do góry łapami, to opozycyjny chórek zamiauczy, w opiętym garniturku pójdzie z poselską kontrolą i nawet to lub owo wyjaśni, ale dyrygent już w zupełnie innym kurniku, inne jajeczka podkrada.

– Okraść złodzieja… O, nie – to niegodne człowieka uczciwego.

Lepiej mu w mediach, bez czerwonych rękawic bokserskich, zamachnąć się, nawet plasnąć w treningowy worek i wykrzyknąć:

– No przecież mu przywaliłem…

Obiecałem, że będzie o 1 Maja? I jest…

Przez kilka lat stałem na wysięgniku i czytałem komentarze do pierwszomajowego pochodu, gdy przed trybuną maszerowali pracownicy gospodarki morskiej. Moja działka. Wielu z nich znałem na co dzień, wielokrotnie się spotykałem, nagrywałem audycje i programy telewizyjne, pisałem o nich w gazetach. Wspaniali ludzie. Pełni energii, skoncentrowani na celu. Zbudować statek, wznieść dźwig, zanurzyć się pod wodę, złowić tysiące ton ryb… I już tylko brakuje sakramentalnego hasła: by ludziom żyło się dostatniej…

Jakże ośmieszone i wręcz kryminalizowane hasło.

Nie to co dzisiejsza retoryka. Patriotyzm, dobro ludzi, troska o Polaków, przywrócenie godności, powstanie z kolan. Żyć jak na Zachodzie, za takie jak tam pieniądze. Już my ich nauczymy jeść widelcami, a w domu wszystko tak im przemeblujemy, że sami zaczną mówić po polsku… Bo unia to my. My wiemuy, jak to wszystko uporządkować.

– No, jak…?

– To proste. Najpierw – rozwalimy!

Boże, czy nie ma tu nigdzie jakiego gajowego, żeby wreszcie popędził to towarzystwo z leśnej polany, właśnie teraz, w maju, pierwszego?

Ten maj przejdzie do historii. Nikt dziś już nie mówi o trzecim maja, o konstytucji, o święcie flagi, o dniach książki, prasy i ruchu…

– O, pardon, coś się tu nie złożyło w rytm z tym ruchem….

– A pan swoje… Dziś liczy się tylko maja dzień dziesiąty. Epicentrum jaj na największej karuzeli w dziejach nowożytnych Polski. Pewien facet zakręcił tą karuzelą i poszedł sobie zabierając korbkę, a wirująca gawiedź tak się cieszy, że pan karuzelowy urządził im taką majówkę.

Muszę Olowi pokazać inną zabawkę. Trzeba uciąć (nie pamiętam nazwy tego chwastu) łodygę, która jest doskonałą rurką. Małe kuleczki jarzębinki lub dzikiego bzu (po dokładnym umyciu) albo groch wkładamy do buzi i – strzelamy. Pocisk mały, a kłopotliwy. Nie zabije, a umarudzi. Metoda znana od lat. Szewczyk dratewka katapultował siarkę w smoczą paszczę. Dawid z procy palnął w łeb Goliatowi więc może taki Hołownia, nuworyszek i niespolityczniały nowalijek strąci pacynkę metodą nieuwikłanej w żadne układy swojej majowej witalności?

– Polityczny dzieciak, tak nie do końca wie co robi…

– No właśnie, no przecież nie będziesz go karał, bo nie wiedział przecież, że nie powinien celować w Ja Jako…

– To kto mu da procę?

 

Zestaw haseł na obchód pierwszomajowy:

– To oburzające, niegodziwe, kłamliwe, podłe, wstrętne, nieudolne, oszukańcze, skierowane przeciwko ludziom, którym się należy

– Tylko my zapewnimy niższe niż wyższe i wyższe niż niższe

– Celem naszym jest dopuszczenie do niedopuszczenia dopuszczenia, co propaguje opozycja

– Czy nie daliśmy, czy nie obiecaliśmy, czy nie jesteśmy w stanie zagwarantować jeszcze więcej. Jesteśmy i nie cofniemy się, by to zrobić.

– (cytat z Misia z okienka) A teraz wszystkie dzieci – pocałujcie misia w…

 

Resume:

cały kraj, z zamorskimi przyległościami, patrzy jak kilku facetów w dobrze skrojonych garniturach na sylwetkach pozbawionych moralnych kręgosłupów urządza narodowi wolną amerykankę w Polsce, czyli… nigdzie.

 


Świętowanie… Dlaczego pochód jest ta form ąod zawsze wybierana do manifestowania poglądów i… no właśnie…

W poojcowych papierach – klisze. Kilka ujęć z przemarszu, pewnie dożynkowego, ale czymże różni się on od pierwszomajowego? Zabużańcy, Krzeszyce koło Gorzowa. Pierwsze lata powojenne…

 

 

 

Add Comment