Nic Pana „nie uwiera, nie przymusza ani nie zżera…”.
I tylko / aż dlatego nie napisze Pan książki, na którą czekamy? Zanęcił Pan podwiązką, dymem z cygara, kamertonem lodowej kostki oczekującej na przyjęcie whisky… Godzi się tak?
Trzy argumenty!? Wymówka może być argumentem? A czymże jest wymówka?
– Biegnij do rzeźnika, zapytaj, kiedy będzie wołowina na rosół?
Wracałem niezmiennie z tą samą odpowiedzią: pan rzeźnik U. mówił, że będzie, jak przywiozą.
Bywało, że pan rzeźnik musiał zatelefonować. To mógł zrobić tylko z naszego aparatu, który stał w przedpokoju, na podwyższonej półce, przy skrzydle lustra, które odpowiednio odchylone pokazywało, że mamy dwa aparaty telefoniczne. Siadywałem na maleńkim krzesełku, które raz w roku musiałem malować na biało, a siedzisko na kolor zielony. I patrzyłem sobie na te dwa ebonitowe pudełka. Myślałem, czy to możliwe, żeby kiedyś oba zadzwoniły równocześnie? Albo żeby ten odbity połączył z kimś innym niż ten otłuszczony ręką rzeźnika, który przed chwilą pytał kogoś tam o dostawę?
Nigdy nie jest tak, że nic nas nie uwiera.
To pańskie stwierdzenie wywołało wspomnienie, które mnie wręcz zmroziło! Jakże to? To ja tu już od dawna się szykuję, pakuję, porządkuję, układam, segreguję, a tu nagle okazuje się, że mam jakąś nierozstrzygniętą kwestię? I powiem więcej – nie mam pewności, że to ostatnia? No bo przecież nie wiem, czy ten drugi telefon kiedyś zadzwoni? Może pan coś wie na ten temat?
A tak chciałem iść dzisiaj wcześniej spać…
P.s. Olo dostał w prezencie globus i natychmiast odkrył dziś Amerykę! I już teraz będzie musiał żyć ze świadomością jej – Ameryki – oczywistości. Ale Olo to twardziel. Już prawie nauczył się tekstu nowej roli, które za tydzień będę podziwiał w jego przedszkolu. Ale najważniejsze jest to, że od ubiegłego tygodnia już nie jest Linkiem tylko Bon Jovi, Johnem Bon Jovi. Wyjaśnił mi, co znaczy: It’s my life. Jestem przekonany, że targają nim te żywioły, którym obca jest Pańska dzisiejsza doktryna. Więc – pióro w kałamarz i – bardzo proszę – od lewej do prawej, i jeszcze raz i jeszcze jeden, jeszcze jeden raz…
Pański zakaMarek
Add Comment