Zazwyczaj tuż przed północą – bywa – pojawia się w mojej świadomości pytanie: zaraz, czy to dziś jest poniedziałek? I w zakamarku strachu liczę na to, że nie, że dziś jest inny dzień tygodnia.
O tej porze, jeśli w ogóle, właśnie przed północą włączam telewizję.
W poniedziałki niemiecka ARD ma pasmo przeznaczone na tematykę historyczną.
Właśnie wczoraj gorzej już nie mogłem trafić…
Nigdy nie czytam, nie oglądam, nie wytrzymuję psychicznie materiałów ukazujących tragiczne losy dzieci. Z czyjejkolwiek ręki, w jakimkolwiek czasie z jakiego by to nie było powodu – uważam każdą przemoc wobec dziecka za najwyższy stopień zwyrodnialstwa. Gorszy od takich czynów jest brak reakcji na nie.
Wczoraj w nocy w programie ARD pokazano film „Kinder der Flucht”. Z opisu wynika, że jest to wersja przygotowana dla telewizji. Znając realia pracy dziennikarzy i dokumentalistów niemieckich, o czym już nie raz tu pisałem, z tego materiału powstaną słuchowiska, serial dokumentalny, książka, strona dyskusyjna. Praca nad tym materiałem trwała przynajmniej dwa lata.
Takie filmy powstają długo. Pamiętam dyskusje w redakcji WDR czy NDR, gdy z kalendarzem w ręku sprawdzano, czy proponowany temat filmu, reportażu albo programu publicystycznego nie koliduje z historyczną konotacją danego dnia? I odwrotnie. Skoro nasza redakcja ma przydzielone pasmo na taki to a taki dzień za dwa lata – to co my na ten dzień przygotujemy?
Noc z ósmego na dziewiąty maja 2023 roku. To dziś.
Kilka dni temu władze Berlina zabroniły wywieszania flag rosyjskich w ramach obchodów rocznicy pokonania III Rzeszy. W Warszawie rosyjscy dyplomaci zażądali ochrony delegacji dyplomatów, którzy chcą oddać hołd wyzwolicielom spod czerwonego sztandaru.
Jakkolwiek stylistyka tych kilku zdań nawiązuje do pewnego już frazeologicznego charakteru podobnych sformułowań – nie wynikają one z moich osobistych, prywatnych ocen historii i współczesności.
Bo moim celem jest dziś wyłącznie głuche uderzenie na alarm.
Będzie wojna.
Musi być wojna.
Rozwój sytuacji międzynarodowej prowadzi nas wszystkich do katastrofy! Mentalnie – już jej ulegliśmy.
Kilka dni temu emocjonowaliśmy się maturami. Że trudna, że wymagająca wysiłku, że egzamin ustny to wielki stres i po okresie covidu – alienacji, braku odpowiedniego przygotowania – matura może mieć znamiona przemocy wobec młodych ludzi.
Mój Boże…
I jeszcze jedna uwaga – zastrzeżenie.
Filmu „Kinder der Flucht” nie pokaże TVP.
Od pół wieku, jak sięgam pamięcią a w pozyskiwani repertuaru dla TVP miałem w pewnym momencie dość silny udział – wykorzystywanie w telewizjach polskich efektów dziennikarskiej roboty niemieckiej przychodziło zawsze z pewnym trudem. No, nie wypadało… – mówiąc najoględniej.
– Po co, mamy przecież BBC, mamy cały świat…
To, że udało mi się wprowadzić serial „Das Boot” na antenę ogólnopolską uznaję nie za mój sukces, a bardziej za brak ortodoksyjnej czujności tzw. czynników.
Ale wracam do tej dzisiejszej nocy…
Archiwa pełne są dokumentów filmowych traktujących o II wojnie światowej. Nawet obrazy z obozów koncentracyjnych już na nikim nie robią wielkiego wrażenia, jakkolwiek okropnie brzmi to co „ocennie” napisałem. Opatrzyły się. Weszły do krwioobiegu informacyjnego, funkcjonują niemalże na równi z grafiką coca-coli, znaku Solidarności czy wizerunkiem Marylin Monroe.
Ale za tymi obrazami kryją się ciągle żywe i niewysychające pokłady łez wobec na przykład losów dzieci wojny.
Który z ubiegłotygodniowych maturzystów wie i rozumie termin Lebensborn?
W redakcji Młodzieżowej Polskiego Radia w Szczecinie, w połowie lat 70. XX wieku moim szefem był Włodzimierz Kaczmarek. Historyk i dziennikarz. Może bardziej reportażysta. Człowiek wrażliwy i nieznośny zarazem. Nierzadko wpadał w zupełnie nieuzasadnioną furię, która objawiała się zacięciem, zamknięciem w sobie. Nie odpowiadał na pytania, a odburkiwał. Tak było zawsze, gdy siedzieliśmy naprzeciw siebie i rozmowa zeszła na temat epopei Aleksego Tołstoja „Droga przez mękę” czy właśnie Lebensborn. Nie do końca wtedy może rozumiałem tę Kaczmarkową emocjonalność, ale myślę, że dziś w kontekście właśnie „Drogi przez mękę” i Lebensborn, wzmocnionych filmem „Kinder der Flucht” moje reakcje mogłyby być podobne. Ale czy ktokolwiek mnie o te sprawy zapyta? Włodek Kaczmarek miał pod ręką mnie do okładania swoimi frustracjami. Ja nie mam nikogo podobnego w zasięgu mojego stresu.
Autorzy filmu odnaleźli dzieci wypędzone, osierocone, oddane w ramach Lebensborn na wychowanie niemieckim kobietom. Dzieci, które musiały zapomnieć o swoich rodzicach, bo ci umarli. Jeśli nie przestające płakać dziecko naprawdę chciało porozmawiać ze swoją mamą, to musiało popatrzeć w gwiazdy i odnaleźć tę, która jest teraz jego tatą czy mamą. Tak w dzieciach zabijano ich rodziców.
Przed kamerą ARD swoje świadectwo przekazywały ówczesne dzieci matek, na ich oczach gwałconych (podobno ponad dwa miliony kobiet zostało zgwałconych przez żołnierzy wyzwolicielskiej armii).
Te same ówczesne dzieci mówiły, co się działo z noworodkami z ciąży przemocowych? To słychać i widać na ekranie telewizora, ale to nie nadaje się do opisania wprost, nawet w osobistym felietonie.
Czy domyślają się Państwo, do czego służyła dziura w podłodze wagonu kolejowego, zaryglowanego przez wiele dni i tygodni, gdy w ramach wyzwolenia przesiedlano ludzi w zupełnie nieznanych kierunkach? Ludzi – czyli głównie kobiety i dzieci, bo mężczyźni już zginęli lub właśnie byli zabijani… Wiedzą Państwo? No to nie będę o tym pisał…
W tym filmie pokazana jest psychika dziecka, które utraciło Mamę, zostało oddane na wychowanie do niemieckiej Mutti, dziecko szczęśliwie przez rodzoną matkę po wojnie odnalezione i odzyskane, ale dziecko do dziś przyznaje się do dwóch matek, które na boskie szczęście pozostały w przedziwnym ze sobą związku macierzyńskim, niemalże rodzinnym!
Jest także element szczeciński w tym filmie. Są przykłady z Litwy, Czech, z Pomorza.
Jak bardzo nieuświadamiany jest dziś ten wymiar tamtej wojny!
Nie jest moim celem a tym bardziej zamiarem streszczenie tego dokumentu.
Uważam, że każdy powinien film ten obejrzeć (jest dostępny w ARD Mediathek). A szczególnie najgorliwsi polscy patrioci.
Uznaję i nie uznaję jednocześnie niemieckiej otwartości wobec ich winy za doprowadzenie do wybuchu wojny za formę ich ukorzenia się przed sobą i światem. Ja nie rozumiem ich postawy… Od tylu już lat nie mogę zrozumieć, dlaczego tak głęboko, boleśnie i niekiedy nawet okrutnie przywołują ciągle te karty ze swojej, z naszej historii? Dlaczego tyle lat po wojnie z taką intensywnością wracają do wszystkich jej aspektów?
Po co, do czego jest im to potrzebne?
Nie wiem…
Ale wiem jedno i dlatego, tuż przed piątą rano, w Dniu Zwycięstwa musiałem skreślić tych kilka słów.
Spiker radiowy podał właśnie, że temperatura odczuwalna przy polsko-białoruskiej granicy wynosi dziś minus dwa stopnie. W nocy w dzienniku niemieckim słyszałem komunikat o nowej organizacji pracy niemieckich pograniczników na przejściach z Polską i Czechami. Oni obawiają się dużej fali uchodźców. Kolejny serwis informacyjny – nowe szczegóły dotyczące tragicznego losu Kamila z Częstochowy.
Boże, jacy my jesteśmy misteryjni w obliczu tragedii, po jej się spełnieniu… Ślepi – gdy ona się w pełnym kolorze przed nami rozgrywa…
Dzień zwycięstwa…
Jakiego???
Czas na poranną kawę…
Potem muszę dokończyć koszenie trawy.
Dzika kotka zagląda przez drzwi tarasowe. Zakrwawiona, poszarpana…
A Sergio z Hiszpanii przysłał maila – pyta o Fantasienstücke Schumanna w wykonaniu Richtera…. Jest zachwycony.
Mam to nagranie.
Dzień zwycięstwa…
Kolejny…
Kolejnego…
Krok ku… czemu?
Add Comment