concept black – czarny diament

Historia zna dziesiątki przykładów na to, że Forma potrafi uszlachetnić, uwznioślić, odmienić kształt Treści. Nie, nie idzie o to, że 2+2 na różowej kartce daje inny wynik, niźli to samo działanie zapisane na nadmorskim piasku.

Idzie o to, że pomarańcza wyda nam się bardziej aromatyczna i soczysta, gdy znajdzie się na śnieżnym jęzorze powstałym po nocnej zamieci, a szklanka z wodą i dwiema kostkami lodu, ustawiona na środku Sahary doprowadzić może nasz mózg do eksplozji, a przynajmniej ługu elektrycznego między dwiema półkulami zawartości naszej czaszki.

Ostatnio pewien znajomy mi mówił, że znalazł stare zdjęcie. Ślubne zdjęcie. On dumny i nadmuchany, ona filigranowa i skromna, oczka przywożone, usteczka lekko zaciśnięte, policzki jak skórka brzoskwini, a paluszki…? Jakby z mgiełki porannej ukręcone, delikatne i do żadnej siłowej akcji niezdolne.

– Patrzę – mówi mój znajomy, – a łza w oku sama się kręci. Co też ten czas z ludzi robi… Gdyby nie ten mój wrodzony zez, sam siebie bym nie rozpoznał. I pytam się ciebie, losie, coś ty mi z żoną zrobił? Patrzę i nie wiem: to już wtedy czy dopiero dziś jakiś fotomontaż mi się przed oczyma jawi…

A historia muzyki…? Te same nuty, te same słowa, a wystarczy podkręcić tempo, pozmieniać to i owo w aranżacji i mamy – hit!

No dobrze, żeby już ostatnich nieprzekonanych zjednać do myśli, jaką chcę wyrazić, podam przykład drastycznie drastyczny: piwo ciepłe i piwo zimne. Hola, hola, spokojnie, po co te wrzaski! No, może Pan, bo widać, że argumentów ma Pan w swoje fizjognomi aż nadto wiele, być pogląd Pański uznać za ze wszech miar wiarygodny. Czyli – jest różnica? A przecież piwo jest to samo. Więc o co chodzi? To nie piwo jest tu ważne, a jego temperatura? Zmiana temperatury, nawet gwałtowna w odniesieniu do innych okoliczności niż pochłanianie piwa nie wywołuje ani podobnych zjawisk ani też skutków do przywołanej tu czynności, dla niektórych z was – wręcz obrzędowej. Przecież efekt po wypiciu pięciu piw ciepłych lub pięciu niemalże zmrożonych jest taki sam!?

– No jest…

– To dlaczego wolisz piwo zimne?

– Aaaa…

Rozumiem, smakuje lepiej. I co jeszcze? Odpręża i wywołuje samoczynny efekt łagodnego osunięcia się na fotel, poduszkę, czy siatkę ogrodzenia ogrodu sąsiada. No i ten miły łoskot, gdy pierwszy głęboki, zamaszysty i jedynie pojemnością gęby ograniczony łyk zaczyna spływać rurą żołądkowo-gardłową do oazy spokoju i audiofilskiej rafy koralowej naszej błogości jaką był, jest i pozostanie nasz… tak, jest brzusio!

Nie kryjmy więc dłużej tej oczywistej prawdy – gdy mowa o przyjemnościach inicjatywę intelektualną przejmuje nasz brzuszek, pozwalając głowie administrować niezmierzonymi przestrzeniami pustki, gotowymi do wynajęcia, nawet za dopłatą. Ale niestety, koniunktura na szare komórki gorsza niż popyt na dżem z natki pietruszki.

https://youtu.be/Cm8i3zibT_8

O gramofonie concept z Clearaudio wiedzą Państwo wszystko. Najbardziej utytułowany w swojej klasie, idealnie skalibrowany, spełniający wszelkie wymagania konstrukcji na miarę naszych czasów. Jest dostępny w wersji wood i klasycznej, z pięknym srebrnym pierścieniem wokół czarnego chassis. Jest z ramieniem concept, Satisfy lub Clarify. Może być z wbudowanym przedwzmacniaczem i dowolnym przetwornikiem.

Ale jest też… concept black.

Tak, cały czarny. Tajemniczy jak mozartowska Królowa Nocy, zagadkowy w stopniu wyższym niż to, co widać za najwyższą chmurą nad nocnym niebem. Przedmiot pożądania Światła, które wykorzysta najmniejszy detal, by jego – gramofonu – konstrukcję wykonturować, obrysować, oznaczyć swoją poświatą.

Także w pełnym słońcu jawi się jak przybysz z innego świata. Elegancja, dystynkcja, wręcz znamię szlachectwa!

A przecież jest to ten sam, dokładnie i w całości ten sam concept, który w naszej audiofilskiej pamięci jest niczym tatuaż na lewym boku pani Doroty, która nie ma ani jednej bluzeczki dopasowanej do swojego rozmiaru i nieopanowanej w potrzebie ciągłego się schylania, pochylania, wychylania, rozchy… a nie , to tu już bym trochę przesadził. Udzieliło mi się to przywołanie rafy koralowej, gdzie stosunkowo często można trafić na osobniczki ośmiorniczki co pochłoną jamochłony bez musztardy i solniczki. No co, każdy na coś cierpi, nawet na cuda wyobraźni.

Concept black to najbardziej wyrafinowana egzemplifikacja stylu black noir, crystal noir, nuit noir, noir noir, negro negro czy też wakuda wakuda, jak powiedzielibyśmy w języku cziczewa. Tu akurat moglibyśmy użyć także języka nyanja z rodziny bantu, i gwarantuję – doskonale porozumielibyśmy się z audiofilami posługującymi się na co dzień dialektami chewa oraz nsenga.

Ale idźmy dalej.

Czy – kolejny raz odwołując się w naszych rozważaniach do zasady Częstej Formy – widzą Państwo lepsze miejsce dla czarnej płyty? Concept black i vinyl black. No, to już jest czysta perwersja. Choć Clearaudio chyba nie powiedziało w tej kwestii ostatniego słowa.

A tym, będzie grot igły z… czarnego diamentu.

Tak, to ten cudowny wytwór natury, który nie odbija i nie rozprasza światła. Ma inną strukturę wewnętrzną niż diamenty białe czy żółte. Czarny pochłania światło w całości. I bez ograniczeń. I gdybyśmy wszystkie latanie morskie świata skierowali na malutki czarny diament, on wchłonie wszystkie promienie, nie pogardzi najmniejszą iskierką. Jeden malutki diament – i tyle światła!

Jestem przekonany, że to samo zrobi z… muzyką. Wyciągnie z rowków płyty najcichszy szmer, zachłyśnie się wdechem sopranistki, dopadnie ostatnią nutę wybrzmienia spadającą z saksofonu.

A my te skarby wzmocnimy, wpuścimy w nasz tor odsłuchowy, by ten zamknął nas w muzycznej strukturze diamentu wyznaczonego ścianami pokoju odsłuchowego.

Czy jest audiofilskie niebo? Jest. W concepcie black z igłą z czarnego diamentu naszej wyobraźni.

Add Comment