Nieco historii

 

‘Svalbard, grupa wysp norweskich w północnej części Oceanu Atlantyckiego, obejmująca archipelag wysp Spitsbergen oraz wyspy: Niedźwiedzią, Nadziei, Ziemię Króla Karola, Kvitøya; powierzchnia 62 tysiące km2, około 3 tysiące mieszkańców (1972)’.

‘Spitsbergen – archipelag wysp norweskich na Morzu Arktycznym; powierzchnia 6l,2 tys.km , około 3 tys. mieszkańców (1972); główne wyspy: Spitsbergen Zachodni, Ziemia Północno-Wschodnia, Wyspy Edge’a, Wyspa Barentsa; powierzchnia górzysta; wysokość do 1712 m, w znacznej części pokryta lodowcami, głównie we wschodnim Spitsbergenie i w górach; wybrzeża fiordowe, klimat polarny, na zachodzie łagodzony przez wpływ Prądu Zatokowego; tundra; złoża węgla kamiennego, rybołówstwo i połów wielorybów; główne osiedle oraz port Longyearbyen (na wyspie Spitsbergen Zachodni); Spitsbergen odkryty w 1596 roku przez Barentsa’.

Tyle Mała Encyklopedia PWN[10]. Tymczasem historia Spitsbergenu w niczym nie przypomina dziejów państw europejskich, nie obfituje w intrygi polityczne, wojny, zmagania sił społecznych. Dzieje tej wyspy to opowieść o rybakach i podróżnikach, którzy żeglując polarnymi morzami błądzili we mgle i – jeśli mieli szczęście – docierali do skalistych wybrzeży tego oddalonego od uczęszczanych szlaków komunikacyjnych zakątka Arktyki. Jest to także zapis przeżyć i osiągnięć naukowców oraz ludzi próbujących wydrzeć wiecznym zmarzlinom ich bogactwa – górników z Longyearbyen i Barentsburga, uczestników ekspedycji z całego niemal świata. Historia Spitsbergenu to dokument heroizmu i bohaterstwa, osiągania rzeczy niemożliwych, realizowania marzeń wielu pokoleń.

Archipelag Svalbard został odkryty prawdopodobnie przez Wikingów. W XI wieku wyruszyli oni na morze, by na innych lądach szukać szczęścia, bogactw oraz ziemi uprawnej. Nie chcieli się podporządkować nowo formowanym w Skandynawii porządkom feudalnym. Płynęli w stronę Wysp Brytyjskich, do Irlandii, Islandii, „Zielonego Kraju”, czyli Grenlandii, wybrzeży Kanady oraz Ameryki Północnej. W sagach islandzkich znajdujemy wzmiankę, że pewnego razu dzielni żeglarze natrafili na Svalbard – czyli ląd o „zimnych wybrzeżach”, który ze względu na brak ziemi uprawnej oraz surowy klimat nie zainteresował młodych poszukiwaczy lepszego losu. Nie potrafimy jednak w sposób jednoznaczny powiedzieć, że owym lądem o „zimnych wybrzeżach” był Spitsbergen. Może ich statki dobiły do brzegów Wyspy Niedźwiedziej albo Jan Mayen? Według innej koncepcji, za odkrywców tej ziemi uważa się Rosjan. Nowej krainie nadali nazwę – Grumant. Najprawdopodobniej jest ona związana z Grenlandią, do której Europejczycy dotarli dopiero w XI wieku. Spitsbergen leży o 1860 kilometrów na wschód od Grenlandii, ale w opinii ówczesnych geografów i podróżników Zielony Kraj miał być niezwykle rozległym lądem, a Spitsbergen to jego integralna część. Kiedy jednak rzecz się cała wyjaśniła, wyspę postanowiono nazwać Ziemią Grunlandzką.

Rosjanie wyprawiali się na Spitsbergen w sposób zorganizowany już w ostatniej ćwierci XV wieku. A więc ponad sto lat przed wyprawą Barentsa.

W Archiwum Niemieckim znajduje się list doktora Hieronimusa Münzera, adresowany do króla Portugalii Jana II, następcy księcia Henryka Żeglarza. Dokument pochodzi z 1493 roku. Ten znany i ceniony w ówczesnym świecie niemiecki kartograf informował dwór portugalski, że właśnie otrzymał nadzwyczajne wiadomości od przedstawicieli i posłów wielkiego kniazia moskiewskiego Wasyla III o wielkiej tajemniczej północnej wyspie, którą Rosjanie penetrują od dłuższego już czasu. Analiza listu i zawartych informacji wykazuje, że lądem „znajdującym się pod Gwiazdą Północną” jest najprawdopodobniej Spitsbergen.

Innym źródłem wiadomości o najdawniejszych dziejach tej części Arktyki są przekazywane w tradycji ustnej opowieści o dzielnych myśliwych, mieszkańcach północno-zachodniej Rosji – Pomorcach. Przybywali oni do wybrzeży Grumant-Spitsbergenu „na wiele lat przed wybudowaniem Sołowienckiego Klasztoru”. Dziś wiemy, że klasztor ten wzniesiono w 1435 roku.

Równie ważne dokumenty zostały odnalezione w duńskich archiwach królewskich. Informują one o admirale Sewerynie Norbe, który w latach 1525-1526 przebywał w Moskwie w celach handlowych. Dowiedział się wówczas o rejsach rosyjskich marynarzy do brzegów Grumantu. Duńczyk postanowił za wszelką cenę sprawdzić te pogłoski i zdobyć więcej szczegółów. Wkrótce napisał list do króla Christiana II, z którego wynika, że Pomorcy zbudowali na tej odległej wyspie osady myśliwskie. Miały one podlegać dwóm klasztorom. Stwierdzenia te, a głównie uwaga o klasztorach, są bardzo prawdopodobne. Pierwsze bowiem wyprawy Pomorców na Spitsbergen ekwipowało oraz organizowało Duchowieństwo.

 

Kolejne wiadomości na temat rosyjskich zainteresowań wyspą, pochodzą już z 1561 roku. Mówi się w nich o tym, jak Pomorcy przedostawali się do svalbardzkich brzegów. Obok mocnych statków żaglowych mieli także specjalne, wyposażone w żagiel statko-sanie, poruszające się z równą łatwością po wodzie i po lodzie. Kolor żaglowego płótna oznaczał macierzysty port statku.

Przez wiele lat drogę do wyspy próbowali odnaleźć Duńczycy. Wreszcie udało im się nakłonić jednego z doświadczonych Pomorców, by poprowadził duńską wyprawę do brzegów Spitsbergenu.

Rejs zakończył się sukcesem.

Na wyspę można się było dostać także pieszo, po lodzie, tak, jak odbywała się naturalna migracja zwierząt. Mieszkające na Svalbardzie renifery, będące prawdopodobnie krzyżówką odmian z północnych regionów Syberii oraz Kanady, są najlepszym tego potwierdzeniem.

Nauka nie uznała jeszcze oficjalnie osiągnięć Pomorców oraz efektów ich wielowiekowej penetracji Spitsbergenu.

Za właściwych odkrywców wyspy w dalszym ciągu uważa się Holendrów,

W 1596 roku wyruszyła z Amsterdamu kolejna wyprawa, której celem było odnalezienie północno-wschodniego przejścia do Indii. Kupcom holenderskim, pragnącym za wszelką cenę sprzedawać towary kolonialne, wonności, korzenie i przyprawy, droga wokół Afryki wydawała się zbyt długa, niebezpieczna i uciążliwa. Byli przekonani, że przez morza polarne szybciej i łatwiej dopłyną do Wysp Korzennych. Organizowane wyprawy nie przynosiły jednak spodziewanych efektów. Willem Barents już dwukrotnie uczestniczył w tych trudnych ekspedycjach. Po raz trzeci zabrano go tylko dlatego, że znał już warunki żeglugi po północnych morzach. Powierzono mu funkcję głównego nawigatora i sternika. Kapitanowie dwóch statków, które wyruszyły na trudne akweny, chętnie korzystali z rad doświadczonego żeglarza.

Po kilku dniach Holendrzy dotarli do nieznanej wyspy. Jej trudno dostępne, skaliste i urwiste brzegi zaciekawiły marynarzy. Szalupami dostali się do lądu. Tam zaatakował ich biały niedźwiedź. Zabili go, a miejsce tej groźnej przygody nazwali Wyspą Niedźwiedzią. Popłynęli dalej. Pogoda pogarszała się z każdym dniem. Widoczność ograniczyła gęsta mgła. Wiele dni upłynęło od chwili opuszczenia Wyspy Niedźwiedziej. Na kursie obu statków pojawił się ląd. Zdziwieni żeglarze na próżno szukali go na ówczesnych, bardzo niedokładnych europejskich mapach morskich. Przyglądali się bacznie ostrym, wysokim szczytom i pokrytym śniegiem potężnym lodowcom, które wybiegały daleko w morze. W przybrzeżnych wodach widzieli duże stada wielorybów, fok i morsów. Na lądzie – białe niedźwiedzie i renifery, w powietrzu mnóstwo ptaków. Po zbadaniu tej wyspy Barents zanotował w swoim dzienniku, iż ta ziemia, chociaż leży nieomal na 80 stopniu szerokości północnej i ciągnie się jeszcze wyżej, obfituje w mchy i porosty – główne pożywienie reniferów. Wielki podróżnik pisał dalej, że napotkany kraj to niekończące się pasma gór o ostrych szczytach. Postanowił więc ochrzcić nieznany ląd mianem: Spitsbergen – kraj ostrych szczytów. Jeden z żaglowców wyruszył w dalszą drogę, drugi natomiast wrócił do Holandii z wiadomościami o niezwykłym odkryciu, o zasobnych w wieloryby wodach Spitsbergenu.

Żeglarze ze statku, na którym znajdował się Barents, wzięli kurs na Nową Ziemię. Tam okręt został zmiażdżony przez kry, a ci, którzy zdołali się uratować, rozpoczęli przygotowania do przetrwania nocy polarnej. Miało to być pierwsze zimowanie europejskich żeglarzy w Arktyce. Ze szczątków okrętu zbudowali chatkę. Kronikarz wyprawy pisał o pogarszającej się pogodzie, coraz bardziej gęstniejącym mroku, braku świeżego pożywienia. Ogromny strach i niepewność o to, czy ciemności nocy polarnej kiedykolwiek się skończą, nie opuszczały żeglarzy przez wiele miesięcy. Słabsi umierali. Coraz bardziej dawał o sobie znać szkorbut. Wreszcie pojawiło się słońce. Z każdym dniem rosła nadzieja na ratunek. Wycieńczeni, żeglarze postanowili na nieporadnie zbitej szalupie wyruszyć w nieznane. Schorowani i przemęczeni, rozpoczęli nawigację wśród lodów i ogromnych pól kry.

Po kilku dniach żeglugi zmarł Barents. Zbyt wiele sił kosztowało go przezimowanie. Ci, którzy przeżyli, zostali uratowani przez rosyjskich łowców fok.

Wieść o Spitsbergenie zafascynowała europejskich żeglarzy. W 1607 roku wyprawa H. Hudsona dopłynęła do 80°23′ szerokości północnej, a dopiero w 1863 udało się E. Carlsenowi, na statku „Jan Mayen” opłynąć archipelag i opisać jego niedostępne północne i północno-wschodnie wybrzeża. Zanim jednak do tego doszło, zatonęło wiele statków zmiażdżonych przez lody.

Od chwili odkrycia wyspy przez Barentsa datuje się wielkie zainteresowanie Spitsbergenem. Ci z marynarzy, którzy po tragicznym zimowaniu na Nowej Ziemi znów znaleźli się w Holandii, potwierdzili wiadomości rozpowszechniane przez przybyłych wcześniej towarzyszy.

Już na początku XVII stulecia, w okolicach Wyspy Niedźwiedziej łowiły statki wielorybnicze. Holendrzy ani Anglicy dotychczas nie polowali na te morskie ssaki, nie mieli wyszkolonych załóg oraz specjalnych kutrów. Korzystali więc z usług Islandczyków, Francuzów i Basków. Po pierwszych udanych wyprawach angielskich przez cały XVII wiek prowadzono bezkompromisowe łowy na lądzie i wodach Spitsbergenu.

Swoje statki przysłali tam także Duńczycy, Norwegowie oraz Hanzeatyckie Towarzystwo Kupieckie. Zabijano tak dużo wielorybów, że załogi nie były w stanie wykorzystać całego połowu. Potężne cielska porzucano, a rybacy w obawie przed lodami odpływali z fiordów, by powrócić tam dopiero za siedem, osiem miesięcy.

Prawie w każdej zatoczce o płaskich, łagodnie opadających do wody brzegach można jeszcze dziś natrafić na pozostałości po wytapialniach tłuszczu i rybackich osadach. Niekiedy budowano przenośne urządzenia. Brak dźwigów do wyciągania wielorybów na brzeg często uniemożliwiał zakładanie stałych ośrodków przetwórczych. Jedna z takich baz znajdowała się w Gaashamnie, zatoce fiordu Hornsund. Wytapialnia tłuszczu, którą zbudowali tam Holendrzy w XVII wieku, została przejęta przez Anglików. Ci postawili tam nowe zabudowania. Holendrzy nie chcieli się jednak pogodzić z utratą zasobnych w wieloryby akwenów. Zaatakowali Anglików i odebrali im osadę, by z większym niż dotychczas rozmachem przystąpić do eksploatowania pobliskich łowisk. Dziś po licznych zabudowaniach pozostały mizerne szczątki. Obok nich – groby wielorybników.

W połowie XVII wieku w północnej części Spitsbergenu, na wyspie Amsterdam powstało holenderskie osiedle wielorybnicze Smeerenburg – Miasto Tłuszczu. W dziesięcioleciu 1633-1643 osada przeżywała złoty okres. Nansen zwiedzając to wymarłe już osiedle próbował odtworzyć jego najświetniejsze dni:

„Niegdyś wznosiło się tu całe miasto, pełne domów, ulic, placów; miasto, w którym podczas lata gromadziło się około dziesięciu tysięcy mieszkańców. Niemilknący gwar głosów, śpiew, muzyka, wypełniały przestronne place. Różnojęzyczne barwne tłumy, sklepy pełne towarów, warsztaty, piece do wytapiania wielorybiego tłuszczu, domy gry, kabarety, sale tańca i zajazdy. W porcie kręcili się powracający z polowania na wieloryby podnieceni marynarze. Tu i ówdzie migały pstre suknie kobiet, które jak ćmy za światłem podążały za mężczyznami. W powietrzu unosił się wszędzie mdły zapach tranu – płynnego złota Dalekiej Północy. Kilka razy do tych aromatów dołączał się zapach świeżego pieczywa, niezwykłego na tych szerokościach geograficznych przysmaku. Ogłuszający dźwięk rogu był sygnałem, że piekarze wyjmowali właśnie z olbrzymich pieców pachnące, rumiane pieczywo, po które spieszyli mieszkańcy Smeerenburga”.[11]

W pogoni za jeszcze większymi zyskami szybko bogacący się szyprowie zaczęli przypływać w rejony Spitsbergenu w asyście okrętów wojennych. Zdarzało się bowiem, że załogi walczyły o łowiska. Obecność okrętów wojennych należy tłumaczyć także w inny sposób. Państwa zainteresowane eksploatacją bogactw spitsbergeńskich wód pragnęły rozciągnąć na te rejony swoje wpływy, by w ten sposób uzyskać prawo wyłączności do połowów. W XVII i XVIII wieku między innymi król Danii wysyłał jednostki wojenne na wody Svalbardu. Ich kapitanowie ściągali od łowiących tam szyprów wysokie podatki. Admirał Krauze dowodzący duńską eskadrą często przywoził znaczne sumy, wpłacane przede wszystkim przez Anglików.

Powróćmy do Miasta Tłuszczu. Osada zbudowana w Smeerenburgu służyła Holendrom także w okresie nocy polarnej. W 1633 roku zimowało tam siedem osób. Następnego roku ponownie została siedmioosobowa załoga, ale tym razem doszło do tragedii. Przyczyną był zapewne szkorbut. Kiedy z początkiem wiosny przybyły do Smeerenburga statki z Holandii, w jednym z domów znaleziono ciała zimowników. Trzech leżało w trumnach, dwóch w kojach, a dwóch na podłodze. Zwłoki pochowano, przykryto kamieniami, ale niedźwiedzie rozkopały mogiły.

Przez wiele lat uważano, że właśnie Holendrzy byli pierwszymi, którzy spędzili cały rok na Spitsbergenie. Jednak na podstawie materiałów z archiwów angielskich można stwierdzić, że trzy lata wcześniej, w 1630 roku noc polarną przetrwali Anglicy. Byli to marynarze – wielorybnicy, których statek zatonął w fiordzie Bellsund. Ich przygoda zakończyła się szczęśliwie i właśnie rok 1630 uważa się za początek spitsbergeńskich zimowań.

Na svalbardzkiej ziemi obok kości wielorybów i ruin wytapialni tłuszczu znajduje się wiele grobów. W XVII wieku było ich więcej, ale w 1878 roku Holendrzy przysłali na wyspę Amsterdam fregatę wojenną, której załoga usypała wielką mogiłę ze szczątków znalezionych w pojedynczych grobach.

Obok postawiono obelisk upamiętniający wszystkich, którzy zginęli na wodach Północy. W tym wspólnym grobie złożono około 1000 ludzi.

Jakie były efekty działalności połowowej wielorybników? Na podstawie zachowanych notatek, dzienników pokładowych i rejestrów uważa się, że w ciągu stu lat Holendrzy przysłali na Spitsbergen ponad 14 tysięcy statków łowczych. W tym czasie zabito około 60 tysięcy wielorybów.

Niektóre wyprawy były imponujące pod każdym względem. Jedna z ekspedycji angielskich, wysłana na 12 statkach do fiordów Bellsund i Hornsund, liczyła 580 ludzi.

Okres wielorybnictwa spitsbergeńskiego trwał pięćdziesiąt lat i przypadł na pierwszą część XVII wieku. Po wyprawach Pomorców inicjatywę przejęli Anglicy. Zjawili się na tych szerokościach geograficznych w 1611 roku, a Holendrzy w 1612. Ich śladem pożeglowały na 77°N statki hiszpańskie.

Około roku 1615, po Francuzach i Niemcach, do grona wielorybników dołączyli Duńczycy. Po 50 latach, bardziej wytrwali i żądni pieniędzy szyprowie skierowali swoje jednostki na wody grenlandzkie. Tylko bowiem tam można było jeszcze spotkać wieloryby. Wokół Spitsbergenu wytrzebiono je. Dziś spotyka się je bardzo rzadko.

Kolejny rozdział historii Spitsbergenu zapisali naukowcy. Już pod koniec XVIII wieku udali się na wyspę badacze z Anglii: C.I. Phipps, D. Buchan, J. Franklin. Równie często przypływali Rosjanie, z których najbardziej znani to Cziczagow i Korotkinow. Ale w owym czasie Spitsbergen pełnił funkcję przede wszystkim bazy etapowej dla wypraw, które wodami Oceanu Lodowatego zmierzały do północno-zachodnich wybrzeży Ameryki.  Rejsom tym patronował i organizował je M.W. Łomonosow. Uczony ten zajmował się polarystyką dwadzieścia lat. Był między innymi twórcą teorii dryfujących pól lodowych. Koncepcje i teorie Łomonosowa realizowali także Nordenskiöld i Nansen.

Jedna z najciekawszych wypraw tego okresu rozpoczęła się 14 maja 1764 roku. W tym dniu car polecił zorganizować morską ekspedycję na Północ. Jej marszrutę i program opracował Łomonosow. Żeglarze zamierzali dopłynąć z Archangielska do Wielkiego Spitsbergenu.

„Dalej skierujecie się na otwarte morze. Ono doprowadzi was do wybrzeży Grenlandii”.

Dowództwo ekspedycji poszukującej przejścia do zachodnich krańców Ameryki powierzono kapitanowi pierwszej klasy, W.I. Cziczagowowi.

Łomonosow zaplanował, że na Spitsbergenie zostanie założona baza, z której mieli skorzystać polarnicy biorący udział w drugim etapie ekspedycji.

4 lipca 1764 roku na polarne wody pożeglowały pierwsze okręty pod dowództwem M. Niemtinowa. W sierpniu statki znalazły się u zachodnich brzegów Spitsbergenu. Tam według wskazówek Łomonosowa zbudowano stację, wyposażono ją i zaprowiantowano. W następnym roku dotarł do niej Cziczagow, który po uzupełnieniu zapasów wody do picia oraz żywności wypłynął na pełne morze i zwrócił swój statek w stronę wybrzeży Grenlandii. Na wysokości 80o26’N natrafił na wielkie pole lodowe. Musiał wracać. Przez cały czas trwania rejsu prowadzono obserwacje i badania naukowe. Uzyskano dzięki temu materiały o dużej wartości nawigacyjnej; rozpoczęto między innymi kreślenie dokładniejszych map tamtych rejonów.

Za początek kompleksowych badań naukowych uważa się jednak wyprawę, którą w 1827 roku zorganizował Norweg – Baltazar M. Keilhau, profesor uniwersytetu w Oslo. Przybył on na wyspę na pokładzie niemieckiego kutra i przez sześć tygodni prowadził obserwacje oraz pomiary. Na tej podstawie sporządzono pierwszy fizjograficzny opis Svalbardu.

Wydawać by się mogło, że w ślad za tą wyprawą przybędą następne ekipy norweskie. Tymczasem w 1838 roku na statku „La Recherche” przypłynęli Francuzi, a później Szwedzi, którzy przez wiele lat byli niemal jedynymi badaczami tych rejonów. Efektem ich prac jest wiele pionierskich opracowań. Wśród autorów znaleźli się najznakomitsi polarnicy: Otto Torell, Nils Nordenskiöld, Werner Werenskiold, Nathorst i inni. Szwedzi sporządzili pierwsze syntezy geologiczne Svalbardu, odkryli złoża węgla kamiennego, marmurów i gipsu.

Nils Adolf Nordenskiöld to jeden z największych i niestrudzonych badaczy Spitsbergenu. Jego życie i kariera naukowa były mocno związane z krajami leżącymi za kołem podbiegunowym.

Pierwszą wyprawę, w której wziął udział Nordenskiöld zorganizował Torell w 1856 roku. Młodego naukowca interesowały przede wszystkim lodowce. Twierdził, że od dokładnego ich poznania zależy rozwiązanie szeregu tajemnic dotyczących obszarów z niższych szerokości geograficznych, to znaczy ukształtowania ich terenu, budowy geologicznej itp. Wyprawa wyruszyła z Norwegii 3 czerwca 1858 roku. Niedaleko Wyspy Niedźwiedziej ogromne pole lodowe wstrzymało ich żaglowiec na siedem dni. Zrezygnowali więc z postoju na Wyspie Niedźwiedziej i okrężną drogą ruszyli wprost do fiordu Bellsund na Spitsbergenie. Tam kolejna lodowa bariera. Popłynęli więc do Hornsundu, gdzie rozpoczęli prace badawcze. W notatkach Nordenskiölda obok spostrzeżeń naukowych znalazło się wiele opisów piękna spitsbergeńskiej przyrody, budzącej się wczesną wiosną do życia. Fascynowały go lodowce. Opisywał je z drobiazgową dokładnością. Zauważył między innymi, że ich powierzchnię tu i ówdzie pokrywały ciemne mokre osady z pobliskich gór. Drobniutkie ziarenka piasku są, jak spostrzegł badacz, schronieniem dla bardzo prymitywnych organizmów, które niszczą lodowe kolosy. Mikroskopijne drobiny i niewyobrażalne masy lodu!? Świecące jednak nieustannie w czasie polarnego dnia słońce ogrzewa te ciemne plamki. Na niektórych więc częściach powierzchni bryły powstają wytopione studzienki i rynny. Ich głębokość waha się od 30 do 60 centymetrów, a średnica – od milimetrów do metra. Zjawiska te osłabiają strukturę lodowca i przyspieszają procesy jego pękania.

28 czerwca naukowcy opuścili Hornsund. Tym razem wejście do Bellsundu było wolne od lodów. W zaciszu tego fiordu statek znalazł dobre kotwicowisko, a naukowcy – interesujące obszary do penetracji. Nordenskiöld zebrał bogatą kolekcję mchów i porostów, jeszcze ciekawsze okazały się zbiory mineralne. Młody badacz natrafił także na świetnie zachowane skamieniałości tropikalnych roślin, które przed tysiącami lat pokrywały        góry i lodowe przestrzenie, pozbawione dziś niemal całkowicie życia. W Bellsundzie Nordenskiöld odkrył złoża węgla kamiennego, zebrał próbki i okazy podwodnej fauny, flory oraz spitsbergeńskiego ptactwa.

Kolejną wyprawą na Spitsbergen kierował także Torell. Było to w 1861 roku. Pieniądze na wyjazd naukowcy otrzymali od króla Oskara oraz szwedzkich sympatyków badań polarnych. Akademia w Sztokholmie wyposażyła ekspedycja w przyrządy i pomoce naukowe.

W skład uczestników wyprawy obok Torella i Nordenskiölda wchodziło wielu znanych i cenionych specjalistów, reprezentantów różnych dziedzin nauki: biologii, zoologii, fizyki, geologii i medycyny. Ich celem było przeprowadzenie rekonesansu naukowego, który stałby się podstawą do opracowania metodycznego programu badań Svalbardu. Szczególną uwagę przypisywano studiom nad spitsbergeńskim południkiem. Rozpoczynając te prace Nordenskiöld nie przypuszczał, że zostaną one uwieńczone sukcesem dopiero po 30 latach.

9 maja 1861 roku szkuner „Eol” i duża łódź „Magdalena” opuściły Tromsø. Pa kilku tygodniach przedzierania się przez pola kry wyprawa dotarła do wybrzeży Spitsbergenu, wysuniętych najdalej na północny zachód. Zmieniono kurs na wschodni. Była to bardzo ryzykowna decyzja. Im bowiem dalej płynęli w tym kierunku, tym większe niebezpieczeństwo, że pola kry uniemożliwią statkom powrót do macierzystego portu. Tak też się stało. Na wznowienie żeglugi Szwedzi czekali wiele tygodni. Czas ten wykorzystano na penetrację okolic, w których nie było przed nimi jeszcze człowieka.

Któregoś dnia Nordenskiöld podjął szaloną myśl. Postanowił dopłynąć na „Mariannie” do odległych brzegów Ziemi Północno-Wschodniej. Warunki atmosferyczne nie sprzyjały nawigacji. Wysoka fala kilkakrotnie zalewała łódź. Jednak szczęście nie opuszczało Szweda. Dotarł do obszarów, o istnieniu których nikt jeszcze nie wiedział. Nordenskiölda zainteresowały tam wielkie szczeliny na lodowcach, większe niż te z południowych krańców Spitsbergenu. Dokładnie zmierzył ich głębokości i opisał ich kształty. Nieraz, by pokonać pas szczelin, musiał godzinami kluczyć wśród słabych mostów śnieżnych. Pokonywał kilometrowe trasy.

Ubocznym, choć jak się później okazało, istotnym efektem ekspedycji stała się autorytatywna odpowiedź na pytanie: czy można dotrzeć do bieguna po lodach wypełniających morze u północnych brzegów wyspy?

W przedstawionym po powrocie sprawozdaniu Nordenskiöld stwierdził, że wyprawa taka jest niemożliwa. Statki nie byłyby w stanie się przedrzeć przez olbrzymie pola połamanej kry, ale zaprzęgi psie – tak.

10 lipca „Eol” wpłynął do zatoki Hinlopen, oddzielającej Ziemię Północno-Wschodnią od Spitsbergenu Zachodniego. Warunki nawigacyjne poprawiały się z dnia na dzień. Postanowiono zatem płynąć dalej w kierunku zachodnim. Tak sprzyjająca pogoda zdarza się raz na wiele lat. Wyprawa dotarła do Nord Kapp, najbardziej na północ wysuniętego przylądka wyspy Ziemia Północno-Wschodnia. Za przylądkiem – niespodzianka. Wody wolne od lodów! Nordenskiöld zdecydował więc kontynuować rejs. Po kilku dniach ujrzał nieznany ląd. Była to grupa siedmiu wysp Sjuøyane.  Zbadano dwie największe z nich: Phippsøya i Parryøya. Opuściwszy te najbardziej na północ wysunięte części Svalbardu, żeglarze skierowali się na południowy wschód do Kapp Platen. Wspólnie z kilkoma marynarzami Nordenskiöld wspiął się na najwyższy szczyt w tej okolicy. Dostrzegli dwie niewielkie wyspy na północnym wschodzie, ale morze wokół nich pokrywała rozległa pustynia lodowa. Po powrocie na statek ekspedycja wyruszyła do Norwegii. 23 września polarnicy wpłynęli do portu w Tromsø.

Komunikaty o efektach wyprawy okazały się nadspodziewanie interesujące. Świat naukowy żywo komentował materiały przywiezione przez badaczy.

Po raz trzeci Nordenskiöld wypłynął na Spitsbergen w I864 roku. Tym razem kierował ekspedycją, którą organizował Uniwersytet w Sztokholmie. 15 lipca statek „Aksel Tordsen” zakotwiczył w Isfiordzie, w Zatoce Zbawienia. Jak się okazało, nazwa tej zatoki ściśle odpowiadała spitsbergeńskiej rzeczywistości. Na wodach morskich rozszalał się sztorm. Ogromne fale uderzały z hukiem o skaliste wybrzeża. Tylko tafla Zatoki Zbawienia była idealnie gładka…

Jednym z zadań wyprawy było sporządzenie dokładnych map okolicznych akwenów. Jej uczestnicy pływali więc maleńkimi łódkami po wolnych od lodu wodach i kreślili linię brzegową. Nordenskiöld mierzył głębokość fiordu i wyznaczał miejsca na kotwicowiska. Któregoś dnia postanowił zbadać strome, wyrastające wprost z morza zbocza. Podpłynął do ściany i tam został zaskoczony przez dwa pola kry płynące w przeciwnych kierunkach. Rozpoczęła się jedyna w swoim rodzaju walka. Potężne płaty najeżdżały na siebie, pękały i tworzyły fantastyczne rzeźby, drewniana łódka nie miała najmniejszych szans w konfrontacji z żywiołami. W ostatniej chwili udało się ją wyciągnąć na brzeg i uniknąć niebezpieczeństwa, wręcz śmierci w lodowatej wodzie.

Z Bellsundu ekspedycja ruszyła dalej na północ. Po kilku dniach marynarze dostrzegli niewielką łódź dryfującą na pełnym morzu. W szalupie znajdowało się kilku głodnych i wycieńczonych rybaków. Opowiedzieli o tragedii, jaka ich spotkała. Otóż kilka jednostek łowczych zostało zaskoczonych przez sztorm, który gnał olbrzymie ilości kry. Lody zmiażdżyły statki. Zdołano uratować tylko kilka szalup. Wszystko to wydarzyło się przed dwoma tygodniami. Nordenskiöld postanowił więc ruszyć na poszukiwanie rozbitków. Odnalazł wszystkich. Dwudziestu siedmiu przyjął na swój pokład, a dziesięciu pozostałych powierzył opiece załogi napotkanego w okolicy statku wielorybniczego. 13 września 1864 roku obie jednostki zawinęły do Tromsø.

Kolejna wyprawa, którą kierował Nordenskiöld, wypłynęła 20 lipca 1868 roku na statku „Sofia”. Jej najważniejszym celem było określenie możliwości i sposobów, które gwarantowałyby dotarcie do bieguna północnego. Ponadto, Nordenskiöld sondował dno. Największa głębokość przekraczała 3500 metrów. Po ustąpieniu lodów „Sofia” dotarła do Zatoki Fok, gdzie oczekiwał na nią statek transportowy z zapasem węgla i prowiantem. Największym osiągnięciem tego etapu polarnych zainteresowań badacza było to, że dopłynął do 81°10’N. 14 września 1868 roku wyruszył wzdłuż północnych wybrzeży Spitsbergenu na wschód. Przez cały czas rejsu dokonywano pomiarów głębokości. 4 października wydarzyła się katastrofa, która uniemożliwiła realizację drugiej części programu badań. Statek zderzył się z ogromną krą. Woda wlewała się przez dziurę w burcie do ładowni i najniżej położonych pomieszczeń. Kto żyw uczestniczył w akcji ratunkowej. Utrata jednostki tuż przed początkiem nocy polarnej byłaby tragedią. Nordenskiöld postanowił jak najszybciej wracać do kraju. Kiedy dopływali już do brzegów Norwegii, zaskoczył ich silny sztorm. Fale sięgały najwyższych części statku. Spowodowało to bardzo silne i szalenie niebezpieczne oblodzenie „Sofii”. Przez wiele dni uwalniano ją od nadmiernego balastu. Wreszcie 20 października ekspedycja dotarła do Tromsø.

Równie mocno jak badaniami naukowymi, Nordenskiöld był pochłonięty „gorączką bieguna”. Dotychczasowe ekspedycje, w których uczestniczył, miały za zadanie między innymi gromadzenie informacji na temat możliwości dotarcia do owego fascynującego miejsca. Piąta wyprawa na Spitsbergen w 1872 roku, którą kierował niestrudzony Szwed, miała stać się próbą dotarcia do bieguna. Dopłynęli do Wysp Norweskich. Tam na Nordenskiölda czekał zaprzęg reniferów. Z jego pomocą, badacz zamierzał szturmować biegun. Pogoda jednak nie sprzyjała marszowi.

Okres oczekiwania na dogodne warunki atmosferyczne wypełniły badania śniegu. Nordenskiöld próbował sprawdzić pewną koncepcję, która przysporzyła mu wielu wrogów. Otóż przypuszczał on, że na spitsbergeńskich śniegach winny osiadać pyły… kosmiczne. Po dokładnym przyjrzeniu się kilku próbkom dostrzegł w nich maleńkie, ciemne drobiny. Analiza chemiczne miniaturowych kuleczek wykazała, że jest to pył kosmiczny! W jego składzie znajdował się między innymi kobalt, nikiel i żelazo. Po powrocie tak charakteryzował istotę swego odkrycia: na jednym metrze kwadratowym śniegu znajduje się około 0,1-1 miligrama „kosmicznych kuleczek”. Niewiele. Trzeba jednak pamiętać, że pył opada ciągle i równomiernie na całą powierzchnię kuli ziemskiej. W rezultacie owe miligramy przeradzają się w setki, tysiące i miliony ton. Są to wielkości, które mają już istotne znaczenie dla nauki.

Ze względu na złe warunki atmosferyczne szturm bieguna odwlekał się coraz bardziej. Jesienią statek Nordenskiölda szczelnie otoczyły lody. Przez długą polarną noc 67 ludzi czekało w okolicach Parryöya na nowy sezon żeglugowy. Plan dotarcia do bieguna stawał się coraz mniej realny. Na domiar złego zaprzęg z reniferami zaginął wśród śnieżnej burzy. Mimo to czas spędzony w lodach nie poszedł na marne. Nordenskiöld ustalił, że w ciemnościach nocy, przy temperaturach poniżej zera trwa i rozwija się życie niektórych wodorostów. Stwierdził także, iż na granicy lądu i morza żyją licznie reprezentowane drobne bezkręgowce.

 

W jego notatkach spotykamy wiele zdań o zafascynowaniu spitsbergeńskimi krajobrazami i występującymi tam zjawiskami. Pisał między innymi o… świeceniu śladów na śniegu.

„W mroczne i chłodne dni odciski butów na nadmorskiej plaży świeciły bladozielonym światłem”.

Wiosną 1873 roku Nordenskiöld raz jeszcze podjął próbę zorganizowania wyprawy do bieguna. Zmęczony trudami nocy polarnej wypłynął na rekonesans. Po 22 dniach marszu dotarł do grupy wysp Sjuøyane. Ze szczytu najwyższej góry dostrzegł powierzchnię oceanu, pokrytą pokruszonym lodem. W tych warunkach marsz do bieguna nie miał najmniejszych szans powodzenia. Po powrocie do otoczonych jeszcze lodami statków postanowił kontynuować badania okolic. Zorganizował wówczas ekspedycję pieszą w głąb wyspy. Po nie oglądanych jeszcze przez człowieka obszarach przewędrował ponad 560 kilometrów.

Wreszcie lodowy pancerz uwolnił statki i pozwolił polarnikom na powrót do Norwegii. 6 sierpnia 1873 roku zakończyła się ostatnia wyprawa barona Adolfa Erika Nordenskiölda na Spitsbergen.

Później przez szereg lat zajmował się penetracją arktyki radzieckiej. Przyczynił się do poznania trudno dostępnych zakątków północnej Azji. Przez całe życie pozostawał pod przemożnym wpływam Północy.

Jej uroda i tajemnice przyciągały także innych badaczy. Jednym z nich był wybitny geolog W.A. Rusanow, który w 1912 roku kierował najpoważniejszą rosyjską wyprawą na Spitsbergen. W skład tego zwiadu geologicznego wchodziło 14 osób. Rusanow przyjął na siebie największą część obowiązków. Wspólnie z dwoma marynarzami postanowił między innymi trawersować Spitsbergen Zachodni, zaczynając od fiordu Bellsund po wschodnie wybrzeża wyspy. Przez wiele dni odpoczywali na śniegu i spali na lodzie. Kiedy byli już u kresu wędrówki, Rusanow wpadł do szczeliny na lodowcu. Na szczęście, udało mu się wyjść z tej pułapki i wrócić do obozu wyprawy.

Rosjanin zdołał precyzyjnie zlokalizować kilka miejsc występowania bogactw naturalnych, głównie węgla kamiennego.

Jak się później okazało, cztery ze wskazanych przez niego złóż miały znaczenie przemysłowe. W latach trzydziestych rozpoczęto tam budowę kopalni i osadę Barentsburg.

Po zakończeniu badań Rusanow przekazał swojemu współpracownikowi wszystkie materiały, notatki i opracowania z poleceniem dostarczenia ich do kraju. Sam natomiast, kierując się nowymi pomysłami i teoriami, postanowił dalej zgłębiać tajemnice Spitsbergenu. Ale dokąd zmierzał, jaka myśl, jaki cel go pociągał i czy znalazł odpowiedzi na nurtujące go pytania – nie wiemy. Wszelki ślad po nim i jego współtowarzyszach oraz statku zaginął. Bazą tej wyprawy była niewielka chatka. W 1970 roku w jej ruinach znaleziono deskę z napisem informującym, że pracował tam „rosyjski badacz polarny i rewolucjonista Włodzimierz Aleksandrowicz Rusanow”. Na desce wyryte były daty: 1912-1913.

W gronie osób zafascynowanych Spitsbergenem był także książę Monaco, który finansował szwedzkie ekspedycje geologiczne.

Pierwsze lata XX wieku to okres badań prowadzonych przez Norwegów. Fakt ten miał ogromne znaczenie w dyskusjach zmierzających do określenia statusu politycznego archipelagu, który – o dziwo! – przez setki lat pozostawał ziemią niczyją. Historia zna niewiele podobnych przykładów.

W drugiej połowie XIX wieku, w 1874 roku rozpoczęły się pertraktacje między rządami Rosji i Szwecji, sprzymierzonej z Norwegią, na temat objęcia Spitsbergenu politycznymi wpływami jednego z tych państw. Władze carskie przez szereg miesięcy nie potrafiły jednak zająć stanowiska w tej sprawie. W końcu zaproponowano Szwecji i Norwegii pozostawienie Spitsbergenu „ziemią niczyją i wszystkich” W równej bowiem mierze odwiedzali wybrzeża Svalbardu badacze skandynawscy, jak i rosyjscy, wspomagani przez traperów i myśliwych. W 1872 roku do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji wpłynęła zgoda na tę propozycję.

Po kolejnych 50 latach na nowo ożył problem statusu administracyjno-politycznego tych terenów. W 1920 roku na mocy traktatu w Sevres archipelag przekazano pod administrację norweską. Najbardziej zawiedzeni tą decyzją byli Szwedzi. Uważali oni, że im należy się pierwszeństwo i do ich terytorium winien zostać przypisany ten skrawek arktycznej ziemi. Podobne pretensje zgłaszali również Duńczycy i Rosjanie. Jednak decyzje z 1920 roku pozostały w mocy. W roku 1928 powstał Norweski Instytut Badań Regionów Polarnych i Mórz lodowatych. Placówka ta niemal co roku przysyłała na Spitsbergen swoje ekspedycje. Badaczy interesowały przede wszystkim problemy z zakresu geologii, topografii i oceanografii. W tym samym czasie organizowano wyprawy na Grenlandię. Norwegowie sądzili, że skoro na podstawie intensywnie prowadzonych badań naukowych, przyznano im Spitsbergen, to w podobny sposób uzyskają prawa do Grenlandii. Przeliczyli się jednak, bowiem „zielony kraj” został objęty wpływami Danii.

Badania naukowe na Spitsbergenie doprowadziły do odkrycia wielu złóż bogactw naturalnych, głównie węgla, gipsu, marmuru.

Węgiel wieku karbońskiego i trzeciorzędowego, zalegający wysoko w górach, miał „strumieniami” płynąć na kontynent europejski. Pierwszą kopalnię uruchomił Amerykanin Longyear. Ale, niestety, szybko okazało się, że nie wszystkie złoża były cenne, nie każdy rodzaj węgla opłacało się wydobywać, bo prostu nie charakteryzował się on najwyższymi parametrami energetycznymi. Ilości obecnie wydobywanego węgla są niewielkie, a praca górników niezwykle ciężka.

Eksploatacja bogactw wyspy jest utrudniona także i z tego powodu, że do wybrzeży Svalbardu można dopłynąć tylko w okresie polarnego lata.

Problemem jest również to, że statki, które przypływają po węgiel, nie mają, gdzie cumować. Budowa jakichkolwiek przystani czy nabrzeży jest niemożliwa, albowiem potężne pola lodowe, które każdej wiosny wędrują wzdłuż brzegów, niszczą wszystko, co znajduje się na ich drodze. Najsilniejsze nawet umocnienia nie są w stanie wytrzymać naporu kry.

Czy zatem Spitsbergen jako miejsce wydobycia węgla ma przyszłość? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Może w przypadku eksploatacji ropy naftowej czy gazu ziemnego problemy będą mniejsze? Ale to sprawa przyszłości.

Obecnie czynne są na Spitsbergenie cztery kopalnie.

Dwie radzieckie i dwie norweskie. Rocznie wydobywa się w nich około 800 tysięcy ton węgla.[12]

Na podstawie:

  1. Die Umsegelung Asiens und Europas auf der Vega von Adolf Erik Freiherrn von Nordenskiöld. Leipzig, 1882.
  2. A.i Cz. Centkiewiczowie, Na podbój Arktyki. Warszawa, 1956.
  3. K. Badigin, Szlak na Grumant. Gdańsk, 1972.
  4. M. I. Biełow, Po sledam polarnych ekspedicji. Leningrad, 1977.
  5. W.M. Pasecki, Nils Adolf Erik Nordenszeld. Moskwa, 1979.
  6. Miesięcznik „Morze”, 1932-1934

Audycja radiowa

album-art

Prof. Jan Szupryczyński, kierownik zimowania 1978/79 opowiada o dziejach wyspy i archipelagu. Audycja Marka Koszura. Teksty literackie czyta MIkołaj Muller. Premiera: 1979

Dzieje Arktyki