Nie, Alleluja nie będzie!

Nie, Alleluja nie będzie.

Kto jest innego zdania – ma problem. Problem skali wartości i poziomów odczuwania.

Pięćdziesiąt kilka dni temu, parę minut po czwartej rano usłyszałem w serwisie radiowym wiadomość o rozpoczęciu wojny o Ukrainę. Dziś o tej samej porze przeczytałem wypowiedź żony jednego z rosyjskich żołnierzy, który morduje Ukrainę: możesz gwałcić Ukrainki, ale uważaj na siebie, pamiętaj o zabezpieczeniu…

Kiedy na statku pływającym po Newie zostaliśmy z Ojcem aresztowani, lekceważyłem incydent wymachując tajniakom przed ich oczami moją dziennikarską legitymacją.

– Ty ich nie znasz… Przestań! – zlekceważyłem drżący głos Ojca, który siadł na ławce i patrzył w stalowy pokład.

Kiedy z większym rozmachem zaczęła w Szczecinie, przy Wawrzyniaka funkcjonować cerkiew, Ojciec zapytał:

– Pójdziesz? Warto, żebyś zobaczył.

Poszedłem. Całonocne czuwanie przy grobie i oczekiwanie na zmartwychwstanie Chrystusa.

Nad ranem, po całej nocy chodzenia w procesji wokół poniemieckiego, solidnego budynku – pop prowadzący liturgię oznajmił:

– Chrystus zmartwychwstał.

Dziesiątki głosów zawtórowało, ludzie podawali sobie ręce, uśmiechali i powtarzali

– Chrystus zmartwychwstał! Khristos voskres iz mertvykh

Ojciec stał w cerkwi zawsze na uboczu. Tak jak w życiu. Widziałem na jego twarzy czerwone plamy. Potem podszedł do stolika, wziął świecę, zapalił, przeżegnał się i z kolejnego stolika wziął chlebek, świętą komunię.

Wróciliśmy do domu

– To najważniejsze święto. Zmartwychwstanie.

– A zabijanie? – nie umiałem wtedy rozmawiać. Musiałem pyskować, droczyć się i wymądrzać. – Dobre. Najpierw go zabijacie a potem się cieszycie, że zmartwychwstał! To się niczego nie trzyma!

Już nie pamiętam czy Ojciec próbował coś tłumaczyć, czy może zrezygnował wobec mojej tyrady…

Po wielu, wielu latach poszedłem tam sam. Ojca już nie było. Próbowałem zrozumieć. Może dlatego, że świeczki nie zapaliłem, że nie wziąłem komunii – nic w głowie mi się nie rozjaśniło. Zabiją i cieszą się, że zmartwychwstał…

Nad morzem dziś – tłumy. Ludzie wchodzą do lodowatej wody, karmią mewy, dzieci kopią piłkę, za niewielkim parawanem jakaś para całuje się namiętnie. Niebo czyste, błękitne, jakby je przed chwilą ktoś świeżo wymieszaną farbą oblał.

Idę brzegiem. W słuchawkach mój stary druh, Jimmy Durante. Taki sam życiowy dryfajda jak ja. Jakież te jego piosenki są banalne, jak niewyszukane i pozbawione poezji a każda… – dla mnie – warta najdroższej perły, bo przesycona uczuciem palącym – kiedyś powiedziałbym: pancerz czołgu, a dziś? – spopielającym złudzenia.

 

Więc Alleluja jutro nie będzie. Pierwszy raz w życiu nie zagram tego hymnu z oratorium Haendla, z pierwszej w moim życiu własnej płyty gramofonowej, jaką dostałem chyba 55, może więcej lat temu od księdza profesora Jana Bednarza, słynnego organisty, znawcy, specjalisty i rekonstruktora organ. Mój muzyczny, najważniejszy mentor.

Przed chwilą wiadomości radiowe przekazały apel pani premier, chyba Słowacji: panie Putin, niech pana żołnierze nie gwałcą ukraińskich kobiet, niech nie dręczą dzieci.

Słowami w bomby i rakiety?

Alleluja jutro nie będzie. Bo mord trwa. Przy pięknym niebieskim niebie, przy piosence amerykańskiego showmana, w Watykanie, Moskwie i Konstantynopolu. I za tydzień w Szczecinie, gdzie w nocy garstka prawosławnych wiernych czekać będzie do rana na…

Nie będzie Alleluja! Chyba, że ktoś wstanie i na cały głos światu powie – Boga nie było i nie ma! A zza kulisy wysunie się skacowany Szekspir i z miną Falstaffa dopowie:

Bo wszystko jest komedią!

Tylko kto przekaże tę informację żołnierzowi, który właśnie pochwycił Ukrainkę. Kto mu powie!

Kilka minut po 18.00, 15 kwietnia 2022 – w serwisie informacja: nad Ukrainą pojawiły się bombowce.

1 Comment

  • Anna Targońska Posted 17 kwietnia 2022 14:16

    Anna Targońska
    Słowo ze wszech miar uzasadnione padło. Kto je uniesie? Życzę świadomych odbiorców.

Add Comment