Matejko… Polskiej Marynarki Wojennej.

Rzadko który z moich rozmówców, od pierwszej chwili, był tak bezpośredni. Rozmawialiśmy co prawda wcześniej telefonicznie. Pan Jerzy brał udział w moich audycjach, udzielał wywiadów i konsultacji przez telefon. Ale do spotkania nie dochodziło.

Poznań, Szczecin… niby blisko. Ale wybrałem drogę przez… Gibraltar.

Pytałem wszystkich historyków, publicystów, dowódców MW, rozsypanych po całym świecie, od Australii po Montreal. Co mogło znaczyć to jedno zdanie w pamiętniku Leona Janowskiego: „…przewozimy agentów i konfidentów…”.

To ciągle mało znana historia a z czasem pamięć o niej będzie nikła. Nie ma już świadków, ich relacje były nader oszczędne.
– Musi Pan wiedzieć, że jak się dało słowo, to bez względu na czas, okoliczności i miejsce słowa tego nie można złamać.
– Ale…to tyle już lat!
– Pan tego nie rozumie…
Mam nadzieję, że niebawem opracuję te materiały.

Zdanie to przeczytałem przez telefon panu Jerzemu.
– Służba kutrowa…
Dwa dni później wszedłem do gabinetu pana Jerzego. W poznańskiej willi, w przestronnym pokoju parterowym, wśród wielu półek i regałów, między którymi zwinnie poruszał się na wózku, zaglądaliśmy do teczek, skoroszytów, brulionów.
Ja miałem to, czego dokładnie brakowało panu Jerzemu. On – wszystko czego ja nie miałem. Umówiliśmy się na cykl publikacji na łamach Ziemi i morza.

Wrócę do tej historii.

W czasie tego spotkania włączyłem magnetofon. Powstał zapis, którego najcelniejsze fragmenty zachowały się do dziś.

A to morze właśnie, Autor: Marek Koszur, Morze i Ziemia, Kwartalnik Społeczno-Kulturalny, Rok III, Nr 1, lipiec 1981