FAX 9072765XXX…. Anchorage, Alaska, USA
Dear Dan.
Sprawa TV: Dopiero w czerwcu planowane jest wydanie przepisów na temat licencji. Dziś taka stacja działa we Wrocławiu. Bardzo słaba i o małym zasięgu. Znam tych ludzi. Brak przepisów i licencji nie oznacza, że nie można małej stacji uruchomić. 20 Feb. będę prowadził ostateczne rozmowy techniczne. W Szczecinie jest bardzo dobra okazja. Start programu mógłby nastąpić za 6-8 miesięcy.
Coś wczoraj obiecałem…
Zmodyfikuję jednak ową obietnicę. Nie wiem, jak wyglądały łazienki i toalety w domach ludzi, od których „wiele zależało”, ale odczytałem ze starych dyskietek kolejne dokumenty, potwierdzające specyfikę telewizyjnych realiów przełomu lat 80. I 90. XX wieku. Wysłanie faksu w tamtych latach do USA nie kosztowało pięciu groszy. No i ten fax trzeba było mieć.
O sukcesie każdego przedsięwzięcia decydowała wtedy szybkość podejmowania decyzji.
Włosi z programu Polonia 1, którzy zainwestowali we Wrocławiu, a potem w Szczecinie – w pewnym sensie wygrali los na loterii. Dlaczego? Bo przecierali szlaki koncesyjne i legislacyjne. Chcieli rozbić telewizję. Więc poszli do szefa Telewizji Polskiej. I ten im pozwolił. Decyzja „made in Poland”!
Ale urzędnicy to ludzie błyskotliwi. Inteligentni. Szybko nauczyli się nawet biznesowej arytmetyki.
Innymi słowy: o ile pierwsze koncesje czy zezwolenia przyznawane były w trybie… bezrefleksyjnym, to kolejne już uruchamiały to jakże ludzkie, proste, szczere i bezpośrednie rozumowanie: a co ja z tego będę miał?
Urzędnik miał pieczątkę. A ta była ważniejsza od wszystkiego w tamtych latach. Petent – miał kontakty i możliwości. Więc urzędnik przeprowadzał wywiad. Acha, uhmu, no tak, rozumiem, a w tej sprawie… bo, wie pan, jakby można było – tak tylko oczywiście informacyjnie to…
Cytat z faxu: ZA ILE SPRZEDASZ MI małe liczniki wodne, takie, które mierzą, ile wody zużywa każde mieszkanie. Liczniki muszą być z przyłączami o wymiarach 3/4 cala. To bardzo pilne. Ile chcesz za 1, 5, 10, 20 tysięcy takich małych liczników. Jak szybko może nastąpić dostawa do Polski? Koniec cytatu.
Urzędnik nie znał się na telewizji. Nie rozumiał tych wszystkich zawiłości licencyjnych, technicznych etc. Urzędnik lubił zawory, kraniki i liczniki. A tedy była szalona moda na instalowanie liczników w mieszkaniach, które dotychczas za zużycie wody w gospodarstwie domowym były rozliczane ryczałtem. Nie zapomnę tych długich powłóczystych spojrzeń, gdy wychodząc z gabinetu urzędnika, kłaniałem się, wolno zamykając za sobą drzwi…
Inni dysponenci ważnych pieczątek oferowali usługi.
– A, rozumiem, czyli będą panowie sprowadzali do kraju różne urządzenia…No to cło będzie wysokie. No i te procedury. A panu zdaje się zależy na czasie… Bo właśnie mój znajomy – tu cytat: uruchomił tak zwany skład celny. To jest nowość u nas. Coś podobnego do TAX_FREE_SHOOP albo ZOOL_ZONE. Polega to na tym, że dostaje pan tu miejsce, do którego przysyłane są telewizory: w jednym kartonie są wszystkie części, a w drugim obudowa. Nasi ludzie to składają, montują. Pan zabiera gotowy telewizor na przykład do USA i tam sprzedaje, zarabiając na tym, że w tym składzie celnym nie płaci się cła. Poza tym taniej kosztuje robocizna. Można to robić z każdym towarem. Worek herbaty albo kawy pakujemy w małe paczuszki. Część towaru można sprzedać w Polsce. Komputery, zegarki, aparaty fotograficzne, filmy, kasety video i tak dalej. Mój przyjaciel ma taki skład celny. Koniec cytatu.
Dan Zantek – jak mówił miał dużą głowę. Ale była ona za mała jak na polskie realia biznesowe.
– Jo chce robić z tobą telewizję, a widzę, że ty jesteś najwięksy biznesmen na świecie! To jo chce sypciej być Polokiem… Takim jak ty!
Wielu z Czytelników pamięta swój pierwszy telefon komórkowy. Najnowszy – wzbudza w was takie same emocje, jak ten pierwszy.
W latach 80. XX wieku taką techniczną atrakcją był walkman, pierwszy odtwarzacz płyt CD, wreszcie magnetowid no i kamera video. O elektronicznych zegarkach z kalkulatorem – nie wspominam.
Telewizja i nadawanie programu radiowego ekscytowało i paraliżowało. Państwo, biznes, kościół – wszyscy chcieli mieć telewizję, a przynajmniej stację radiową! Elektroniczny aspekt życia można uznać za nowe bóstwo tamtego okresu.
Polska Żegluga Morska uznała w pewnym momencie, że zamiast „iść” kursem na „telewizję na kasetach video”, trzeba posiadany majątek wyprowadzić z firmy, zarobić na – strzelę – dziesiątkach tysięcy kaset z programami telewizyjnymi i filmami, jakie kupowano i opracowywano tutaj, w Szczecinie dla polskich marynarzy., ale z inna już treścią. W miastach i siołach mnożyły się wypożyczalnie kaset.
Poproszono mnie o kolejne opracowanie – budujemy spółkę i ją wydzierżawiamy lub sprzedajemy. Niech się nazywa…
– No, co pan proponuje?
– Hm… w nazwie musi być Video…
Wtedy „video” stało się nowym prefiksem w polskim biznesie! Kto z tamtego pokolenia nie zamawiał videofilmowania na śluby, komunie, pogrzeby? Biura turystyczne ruszyły do telewizji – jedziecie z nami, zrobicie film reklamowy. Okazało się, że wycieczkowicze, gdy pląsając po morzu między wyspami greckimi widzieli operatora z kamerą – zamawiali ujęcia.
PŻM patrzył na sprawę o wiele bardziej perspektywicznie. Już nie trzeba było mieć specjalnych zezwoleń na oglądanie programów satelitarnych w domach jednorodzinnych. Już dopuszczano montaż anten na balkonach w budynkach osiedlowych. PŻM sam inwestował w satelitę, m.in w system Inmarsat. Robiłem reportaż z otwarcia wielkiego centrum w Psarach, po którym oprowadzał nas jego budowniczy, inż. Sołtysik, ten sam, który od pewnego momentu nadzorował budowę wieżowca ORTV w Szczecinie!
Proszę? Dobrze się Państwo domyślają – świat był wtedy tak samo mały jak i dziś. Ludzie ludziom pomagali…
Zatem PŻM wiedział, że niebawem dotrze na statki z sygnałem satelitarnym i zaczął wygaszać operację kopiowania telewizji na kasety.
Opracowałem wtedy pomysł na wykorzystanie sprzętu jakim dysponował armator. Fragment opracowania – załączam. Ten tekst był na archiwalnej dyskietce, zapisany w polskim edytorze TAG. Da się te archeologiczne już pliki dość dobrze odczytać.
I wreszcie sama Wielmożna Pani Telewizja. Niezbyt szybko, ale zaczęła się orientować, że na salę balową weszły inne piękności, a królewicze z pilotami przed odbiornikami zaczynali wykonywać coraz częściej operację przełączania kanałów. I to już jeden z cieków, który prowadzi nas wprost do Kanału 7, który w ogromnej części motywacji, jakie legły u podłoża pomysłu na jego utworzenie – wypływał z tych wszystkich proweniencji.
O tym, że interesuję się pozyskaniem dla Telewizji Szczecin wszelkiego wsparcia dowiedzieli się bardzo szybko nasi byli koledzy, którzy wyemigrowali za ocean lub zajęli się własną działalnością medialna. Oferty zakupu licencji, kaset, sprzętu elektronicznego, komputerowego do współpracy z systemami studia telewizyjnego, montażu profesjonalnego i kamer reporterskich, oczywiście elektronicznych – zaczęły napływać coraz częściej.
Andrzej Kobyliński, który jako jeden z pierwszych starszych kolegów wprowadzał mnie na początku lat 70. w świat studia telewizyjnego odezwał się bardzo szybko. Jego oferty pod względem technicznym i technologicznym były bardzo interesujące. Ale trafiły na moment, w którym Warszawa już zaciskała rękę na wszelkich zakupach dla ośrodków regionalnych. Ponadto – podobno – rozpoczynano pracę nad ujednoliceniem wszystkich procesów technologicznych w TVP.
Wykorzystywałem wszelkie możliwości, aby podpatrywać, jak inni robią telewizję. Nasza siermiężność momentami nawet nas samych wzruszała.
Poleciałem na Alaskę. Robiliśmy tam z Jankiem Kuczerą materiały o polskich rybakach. Trafiliśmy do lokalnej stacji NBC.
– O, koledzy po fachu, śmiało, co potrzebujecie, chętnie pomożemy.
Jasiu wpadł na szalony pomysł. Nigdy wcześniej nie miał nagle takiej potrzeby, żeby sprawdzić, czy jego kamera pracuje poprawnie i czy te wszystkie kasety, które już nagraliśmy – są w porządku?
– Chcielibyśmy tylko sprawdzić jedną kasetę. Czy możemy skorzystać z playera.
– A w kamerze sprawdzaliście, wszystko jest w porządku?
Nasi inżynierowi wpajali nam, że odtwarzanie kasety w kamerze, co – jak się wkrótce przekonaliśmy – było nie tylko powszechną praktyką a wręcz zaleceniem na całym świecie (tylko nie w Szczecinie) – bardzo niszczy głowice.
– Ok, no problem.
Jasiu wsunął kasetę do playera. Ten zastękał, zazgrzytał, zaświecił wszystkimi lampami iw wyświetlił najbardziej dla technika koszmarny komunikat: ERROR.
Omdlenie w ułamku sekundy ustąpiło miejsca paraliżowi, a ten można było tylko skwitować jednym staropolskim słowem…
Kanadyjczyk podszedł, popatrzył i uśmiechnął się.
– Fajne, nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Poczułem się lekko dowartościowany, że naszą tutaj obecnością wpływamy na rozwój wiedzy technicznej nawet Amerykanów.
– Damaged? Pokaż drugą?
Jasiu podał kolejną kasetę. Magnetowid zachował się jeszcze gorzej – wyłączył się. Tymczasem grono techników gotowych na pogłębioną edukację techniczną przez ich polskich kolegów stale rosło.
– Parzcie, chłopaki przelecieli z drugiego końca świata i mają kaszankę zamiast materiału.
I wtedy jasność udzieliła nam swej łaski podpowiadając…
– Przecież oni tutaj mają NTSC a my pracujemy w SECAMie!
– O, yes! – zawołał zgodny chór Alaskańczyków.
Już w samolocie odczuwaliśmy z Jasiem satysfakcję: musieliśmy przylecieć z Polski, żeby tym Amerykanom pokazać, że kaseta nagrana w SECAMie nie da się odtworzyć w tych ich nowoczesnych Betacamach pracujących w systemie NTSC.
Kolejne, budujące przykłady naszego wkładu w telewizyjną myśl świata – już jutro.
Add Comment