1975, chyba pierwszy dzień nowego roku
Dzień był szary i mglisty. Północno wschodni wiatr bez pardonu wkręcał się w każdą szczelinę. Ale tradycji musiało stać się zadość.
Panowie inżynierowie, panie doktorki, magistrowie i docent, referentka z kierownikiem, rzemieślnik z dwiema urzędniczkami Zarządu. Dumny orszak w otulinie pary z rozśpiewanych gardeł schodził w stronę plaży, przy międzyzdrojskim molo. Tuż przy brzegu stał już bohater dnia – nieustannie dopełniany z donoszonych i skrywanych za pazuchą butelek, tankowiec o dumnej nazwie ‘Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej’. Wyporność – no, godna!
Raz na jakiś czas przychodzę zim ą w to miejsce. Wokół depczą po piasku wymuskanym przedwieczorną falą gawrony i wiecznie zrzędzące mewy trójpalczaste. Od czasu do czasu przebiegnie pies, przejdzie grupa Ślązaków. Nie ma już tej pochylni, nie ma balii, nie niosą się po horyzont pieśni w wykonaniu sławnych chórzystów… pod batutą ojca chrzestnego tych wodowań, profesora Jana Szyrockiego.
Ale ja to wszystko… słyszę. Zacieram grabiejące dłonie, odruchowo przekładając trzymaną wówczas szklaneczkę z jednej ręki do drugiej. Jeśli przyjdziesz tu kiedyś, podejdź nad sam brzeg, może usłyszysz to, co we mnie ciągle jeszcze gra… A gra – pięknie.
Archiwum radiowe
Wódowanie
Add Comment