Dlaczego?

Oby ta strona nigdy nie była… gotowa. Dlaczego? Bo nie jest stołem, gwoździem czy łopatą. Rzeczy skończone są przydatne i pożyteczne. In statu nascendi – niosą nadzieję. Że coś się pojawi, odmieni, ubogaci albo… zatraci.

Uważam, że niewiele rzeczy i spraw w moim życiu miało głębszy sens nad wybór zawodu. A właściwie – traf, przypadek, który zrządził, iż zająłem się dziennikarstwem.

Kiedy jednak pierwsza taśmę radiową z pierwszą audycja oddałem po emisji do archiwum, uświadomiłem sobie, że to tak ważne dla mnie dokonanie być może nigdy już nie zaistnieje w eterze. Moi bohaterowie, ich sprawy – tkwić będą na półce, póki ich ktoś nie skasuje, nadpisze, wyrzuci.

Dziennikarz prasowy – schowa do teczki wycinek. Trafi do pracy naukowej, której autor zacytuje fragment artykułu.

Wtedy, na początku lat 70. Ubiegłego stulecia ważna była telewizja. Technika mnie fascynowała. Musiałem więc spróbować. Natychmiast. Ale tu radość, choć może bardziej spektakularna, trwała jeszcze krócej. Taśma była zbyt droga by ja archiwizować. Więc – co z plonem moich zmagań nad tekstem, pisania scenariuszy, układania planów montażowych?

Zatem – prasa. Natychmiast! Pierwszy tekst ukazał się w wydaniu weekendowym, magazynowym. Tak, reakcja odbiorców była błyskawiczna. Wtedy ludzie czytali. Gazeta była jedna, może kilka, ale tę poranną czytał każdy.

Rosło więc archiwum. W nim materiały opublikowane, niedokończone, nigdy nie zrealizowane, ścinki niewykorzystane z przeprowadzonych wywiadów, relacje z wydarzeń, które na antenach owszem, zaistniały, ale we fragmentach.

Dziś Taśma magnetofonowa sztywnieje a magnetyczna warstwa się kruszy, system koloru SECAM od lat jest zastąpiony przez PAL oraz nośniki cyfrowe. Papier gazetowy zżółkł już dawno, teraz zaczyna się po prostu – rozpadać.

Więc? Wszystko przepadnie. Ale nie sprawy. Nie bohaterowie, nie ludzie i opowieści, jakimi mnie obdarzyli.

Kartony pełne kalendarzy, maszynopisów, zdjęć, listów (!) po stokroć bardziej pulsują w mojej świadomości niźli nieboskłon w podzwrotnikową noc.

Idąc do biurka – przez tyle, tyle lat zakręcam obok półki z dwiema książkami. Od pani profesor Heleny Michałowskiej, mojej polonistki, w szkole najbardziej technicznej z e sławnych i śmiem twierdzić, w owym czasie wręcz elitarnych. „Pieśni” Horacego z podkreśleniem non omnis moriar oraz Ulisses (w tamtym czasie książka nie do zdobycia!) z jakże serdeczną dedykacją: „Dalej, bryło, z posad świata! Nowymi cię pchniemy tory…”. Pani Profesor – zatem – siadam do wypracowania. Postaram się dopowiedzieć, uzupełnić, przypomnieć i przekazać dalej ten świat, który w sobie noszę od tylu lat. Świat wspaniałych ludzi, świat wdzięcznych i ufnych wobec mnie rozmówców. Ich relacje – niech ożyją i trwają.

Każdy z materiałów, a są ich setki, proszę, jeśli z Państwa strony może być uzupełniony o dokumenty, wspomnienia, zdjęcia, komentarze – niech ma swój dalszy ciąg. Proszę współredagować tę stronę razem ze mną.

Marzę, by wnuk mógł posłuchać tu głosu swojego dziadka, specjalista, naukowiec – poznać swoich poprzedników, zobaczyć ich na filmie, w pracy, wtedy, 30. 40. 50 lat temu! Ksiądz profesor Jan Bednarz, szef artylerii PMW Kazimierz Bay, Tadeusz Piktel – człowiek tajemnica, Konstanty Matyjewicz-Maciejewicz, Karol Olgierd Borchardt, inżynier Ryszard Kukliński, Kazimierz ‘Kuba’ Jaworski, Krystyna Chojnowska-Liskiewicz, profesor Adam Kunicki, profesor Andrzej Piskozub, Jacek Polaczek, Zygmunt Szczepański, kapitan Andrzej Mendygrał, doktor Jadwiga Titz-Kosko, profesor Stefan Zbigniew Różycki, profesor Jan Szupryczyński i wielu, doprawdy wielu innych.

Kształt a często ich walor artystyczny i merytoryczny nie byłby w wielu przypadkach tak doskonały, gdyby nie wspaniały głos i niedościgniona interpretacja tekstów literackich, naukowych, kronikarskich Mikołaja Müllera. Longina Bławatek-Żygaluk z radiowym wzrokiem przebijającym się przez nieufność naukowych sław z placówek badawczych i uniwersytetów całego kraju. Andrzej Turski, z którym tyle lat współpracowaliśmy w Radiokurierze, potem Trójce, wreszcie na antenie TVP1, gdy zatwierdził do emisji pierwszy Magazyn MORZE. Czarodziejka Joanna z „Universalu, przed którą kłaniały się szlabany graniczne, gdy wysyłała nas w świat. Wreszcie Jan Kuczera i jego kamera. Kiedyś zażartowałem, gdy ktoś w świecie znów spotkał nas razem: z Jasiem spędziłem w życiu więcej czasu niż z moimi… No, to był, oczywiście, żart. Prawda jest jednak to, że z nikim w pracy tak niewiele rozmawiałem jak z Jasiem. Nie potrzebowałem. Ten facet rozumiał mnie lepiej niż wszystkie moje… Pardon… Już mówiłem, że to był żart.

Wymienię i ukłonię się wszystkim, w miarę uzupełniania strony, a niecierpliwych proszę o szturchańca, bym nie zwlekał z umieszczeniem ich w moim panteonie.

Dlaczego? Już wiesz, a teraz zadaj to samo pytanie: dlaczego w odniesieniu do twojego, przemijającego życia. Czy masz, czy chciałbyś kiedyś twoim następcom coś powiedzieć? Dlaczego? To nie musi by ć ważne. To niech będzie osobiste, od ciebie. Bo jesteś. Przecież się słychać, widać, można czytać zapisane przez ciebie zdania.

Dlaczego?

Moje trzy grosze do tej strony...

Błąd: Brak formularza kontaktowego.