Spotykaliśmy się w miarę regularnie. Nie dawali się prosić. Wręcz trzeba było ten polarny ogień ich doznań i wrażeń gasić dyskretnym wskazaniem tarczy zegara, sygnalizując, ze czas audycji już się kończy.
Były więc spotkania nocne i późnowieczorne, gdy radiowa ramówka pozwalała na tchnięcie w eter mrożących wyobraźnię opisów krajobrazów stref podbiegunowych, przygód, a wręcz kuszenia losu, proszenia się o nieszczęście, gdy stąpali po ziemi dziewiczej, po zboczach ułożonych z ledwie trzymających się siebie kamyków.
Nie wie, i chyba nie ma sensu pytać – dlaczego? Pchali się tam, gdzie 99,9% całej populacji nie poszła by za grube nawet honoraria. Tkwili tygodniami w śmiesznych namiocikach, otoczeni mgłą nie do przebicia. Szli po kilkaset kilometrów ciągnąc ciężkie sanie… Dla tych pól ukwieconych, dla tych gór wysokich?
Iwona Bielińska na Islandię, Stefan Matalewski na Spitsbergen, Józef Bryła na Grenlandię…