Ja jestem marynarzem,

Białą czapeczkę mam

I granatowy kołnierz

I morze dobrze znam.

Niczego się nie boję,

Odważnie ruszam w świat.

Marynarz, dziecię moje,

To chwat, to chwat, to chwat…

 

Marynarzem nigdy nie zostałem. Nie mam już nawet tej białej czapeczki i marynarskiego kołnierza. Ze strachem jakoś sobie radzę.

Ale przy pierwszej sposobności – ruszyłem w świat. Ten daleki i ten za rogiem. Ten egzotyczny i przysypany codziennymi troskami. Z upływem lat coraz częściej i głębiej zanurzałem się w kosmos wyobraźni oraz fałszu i prawdy. Rozbijałem się o skały ludzkiej nieprzewidywalności, a każdy przejaw racjonalności i dobra witałem sakramentalnym okrzykiem odkrywców: Ziemia! Ziemia na kursie!

Cały ten świat za wszelką cenę chciałem zmieścić… w dłoni.

Po co?

Poszukajmy odpowiedzi razem…

1961