Świat jest… kulą.
Ta kula kręci się pośród innych wymiarów. Także kolistych.
Po tej kuli nieustannie biegają… ludzie. W ich głowach, o kształcie zbliżonym do kuli, od dnia pierwszego po ostatni kręcą się koła doświadczeń, wspomnienia, pomysły i uczucia. Te wszystkie kule mijają się, zderzają, przyciągają do siebie i odpychają. Jedna o drugiej właściwie nic nie wie, a jeśli wie, to niewiele i tylko tyle ile tamte chcą jej o sobie powiedzieć.
Wszystko, co jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie jest właściwie opisem ledwie zewnętrzności. Czubkiem lodowej… kuli.
Cmentarne alejki. Rzędy wstrzymanych życiorysów. Kształt płyty, sentencja, stan zadbania – to wszystko, co wiesz o tych ludziach. A właściwie o tych, którzy tamtych tutaj pochowali. Ty o nich, oni o tamtych, tamci o… Takie koło wokół-życia…
Indeksy nazwisk w książkach, wykazy mistrzów olimpijskich, listy straceń, kartoteki w gabinecie lekarskim… Ale o człowieku, na tak wiele sposobów opisywanym – dalej nic nie wiesz! Pozostaje ometkowanym biograficznie elementem na kręcącej się w koło taśmie życia. Skąd, dokąd, w jakim celu – po cóż zadawać pytania, na które nikt nigdy odpowiedzi nie udzieli…
Każdego chyba dotknie prędzej czy później, na krótko lub na dłużej ten dręczący wyrzut – wiesz coś więcej o nim? Kim byli jego rodzice, skąd pochodził, był mądrym, wesołym, ponurym, a może nieszczęśliwym człowiekiem?
Przed kilkoma miesiącami przeczytałem reportaż o ojcu mojego szkolnego kolegi. Wstrząsająca historia…
Szkoła. Pięć lat rozmów, wyjazdów, zajęć w pracowniach tematycznych. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, tworzyliśmy paczki i koterie. Czas bez reszty wypełniony… Kto miałby głowę pytać o… Ojca?
Przewijam kolejną stronę reportaż. Na jednej z ostatnich – portret Tomka. Patrzymy na siebie face to face. Nienaturalnie wręcz blisko. Mimo upływu ponad 50 lat – patrzę w oczy Tomka tak jakby czas nie drgnął nawet na sekundę. Patrzę i nie wiem, co powiedzieć, jak się zachować? On przecież musiał coś wiedzieć o losach Ojca. Domyślał się? Może wobec niepewności czasów – wolał przemilczeć, wyparł tę historię z pamięci? Nawet milczenie w jego domu musiało krzyczeć, wołać oskarżać i bezgłośnie szlochać. Ojciec zamknął przed Tomkiem ten straszny świat, chronił przed poniżeniem i upodleniem, którego sam doznał w latach okupacji?
Tomek znalazł dokumenty Ojca. Ich lektura musiała być dla niego szokiem. Ta wiedza musiała paraliżować… Los swojego Ojca poznał w wymiarze nieprzewidywanym. Ale zamkniętym. Bo Tomek nie może już z Ojcem o tych sprawach porozmawiać, dopytać, ukoić, zrozumieć…
Pojedyncze zdania z życiorysu. Byłem, uczestniczyłem, otrzymałem… Ile pod każdym z tych słów kryje się treści, emocji, dramatów…
Siedzę nad listami pana Stanisława Wojciechowskiego. Czytam je ponownie po 40-45 latach. Żałuję, że nie mogę usiąść z Nim raz jeszcze. Ale spróbuję… Poskładam z notatek, relacji, nagrań dźwiękowych mirage człowieka, którego życie było soczyste, w równym stopniu słodkie co kwaśne i cierpkie…
Nasze ostanie spotkanie… Pan Stanisław widział już coraz gorzej. Głos zapadał się w szept, w milczenie.
– Niewiele rzeczy mi z tamtych lat zostało. Parę zdjęć, kilka dokumentów i ten pakiecik listów. Zostawiam to wszystko Panu. Nikt nie interesował się moim życiem w takim stopniu, więc… To dla mnie naturalne, że wszystko to muszę zostawić u pana.
Na stoliku werandy pp. Zabłockich w Ciechocinku pan Stanisław położył kopertę z plikiem dokumentów.
Zostałem więc notariuszem pamięci o człowieku, którego korespondencyjnie znałem kilka lat, w ciągu wielu dni z tego okresu, gdy przyjeżdżał nie bez obaw do Polski, opowiadał mi o sobie, o niezwykłych kolejach losu jego pokolenia, o niesłabnącej nigdy nadziei, że świat jest i będzie lepszy…
Zdjęcie Tomka. Wysunięte kości policzkowe, wrażenie lekkiego uśmiechu wywołane mocnym zwarciem szczęki. Żeby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo? A może, żeby ie powiedzieć nic?
Dlaczego tak bardzo poruszył mnie los kolegi? Bo był inny od mojego? Nie nasze losy były podobne. Koleje życia naszych Ojców były odmienne, trudne, wykraczające poza nasze możliwości zrozumienia świata, w jakim oni żyli…
Dziś przeglądam kalendarz z notatkami sprzed 20, 38, 47 lat…Idąc ulicą widzę domy, których już nie ma, bezdroża przykryte dziś ruchliwymi skrzyżowaniami. Czuję te emocje, gdy ścigałem się z innymi pędząc na łyżwach po horyzont, dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoi osiedle wypełnione setkami domów. Światy równoległe… Świadomość równoległa… Coś co było prawdą i faktem, dziś jest prawdą, ale bez odwołania do faktów. Bo jak przekazać komuś to co ja widziałem i przeżywałem, a czego już nie ma i… I po co?
Add Comment