Ja jestem marynarzem,
Białą czapeczkę mam
I granatowy kołnierz
I morze dobrze znam.
Niczego się nie boję,
Odważnie ruszam w świat.
Marynarz, dziecię moje,
To chwat, to chwat, to chwat…
Marynarzem nigdy nie zostałem. Nie mam już nawet tej białej czapeczki i marynarskiego kołnierza. Ze strachem jakoś sobie radzę.
Ale przy pierwszej sposobności – ruszyłem w świat. Ten daleki i ten za rogiem. Ten egzotyczny i przysypany codziennymi troskami. Z upływem lat coraz częściej i głębiej zanurzałem się w kosmos wyobraźni oraz fałszu i prawdy. Rozbijałem się o skały ludzkiej nieprzewidywalności, a każdy przejaw racjonalności i dobra witałem sakramentalnym okrzykiem odkrywców: Ziemia! Ziemia na kursie!
Cały ten świat za wszelką cenę chciałem zmieścić… w dłoni.
Po co?
Poszukajmy odpowiedzi razem…